CSS font-family

This is a paragraph, shown in the Times New Roman font.

This is a paragraph, shown in the Arial font.

-->

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 32 : To dziecko jest dla mnie całym życiem




                                                     - Och ! Jak miło widzieć was razem uśmiechniętych – wszedł do Sali lekarz, a w ręku miał wyniki badań – właśnie dlatego nie lubię swojej pracy … nie lubię mówić ludziom przykrych wiadomości. Niby już jest dobrze, a jednak nie … Dobra, już nie będę owijać w bawełnę. Chodzi o to że …


*Katherina*

- Chodzi o to, że nastąpiły komplikację, są bardzo małe szansę na to, że pani przeżyję poród …  Jest to ostatni dzwonek na usunięcie ciąży, ponieważ jest pani już w prawie siódmym miesiącu ciąży. Wybór należy do pani. Proszę się bardzo dobrze zdecydować, bo to bardzo poważna decyzja na całe życie. Będę u siebie. – lekarz wyrecytował te słowa z łatwością jakby uczył się ich na pamięć przez ostatnie dwie godziny. Dla niego to było nic, a dla mnie cały świat. Takie przypadki pewnie miewał praktycznie co dzień. Słowa które wypowiedział docierały do mnie bardzo powoli. Na sali zapanowała grobowa cisza, nikt się nie ważył jej złamać, ani choćby ruszyć się z miejsca. Nie rozumiałam … jakie nie przeżycie porodu ?! dlaczego ? niby to wszystko przez ten wypadek ?. Musze wybierać między sobą, a dzieckiem ?!. Niby jak ? To dziecko jest dla mnie całym życiem … dzięki niemu moje życie nabrało sens, którego nieustannie szukałam.
- Kurwa Kathy !! – cisze przerwał Chris, nie zwracając uwagi na to, że Ben i Alice są w Sali, ale zważając na sytuację nawet tego nie zauważyli. – Mówiłem ci ! Mówiłem jak dziecku !. Ta cała ciąża nie wypali !. Zniszczysz sobie tym życie !. Ale nie ty wolałaś je urodzić !.  Jak zawsze … coś ci się spodoba i ty to musisz mieć !. Tylko że dziecko to poważna sprawa, a nie jakaś zabawka która po miesiącu ci się znudzi …
- Chris ona przed chwilą wybudziła się z śpiączki … nie krzycz na nią. – wypowiedział z trudem Martin wbijając wzrok w podłogę, nie zdając sobie sprawy co przed chwilą powiedział lekarz. Jak Christopher mógł mi to powiedzieć ?!. Jak mógł ?!. Kocham moje dziecko nad życie !. I nie jest ono kolejną zabawką w moim życiu !!!.
Jenny jeszcze nie do końca świadoma co się dzieję prawie upadła na podłogę, ale Jasper na szczęście objął ją w pasie i przyciągnął do siebie, nie pozwalając jej upaść.
- Ale jak to ?. – wychlipała ledwie dosłyszalnie. 
- O Boże Katherina !. – Alice działając pod wpływem impulsu podbiegła do mnie przytuliła i zaczęła płakać. Jenny już trochę przytomniejąc rozkleiła się na dobre. Ale późniejszy widok był najgorszy jaki kiedykolwiek widziałam … w Martina oczach dostrzegłam pojedyncze łzy z ciekające po policzkach. Chciałam wstać i go mocno przytulić, powiedzieć banalne „ wszystko będzie dobrze „ , ale nie mogłam … nie tylko z powodu leżącej na mnie Alice ale także różnych kabelków przyczepionych do mnie niczym pijawki.
- Martin … - niemal wyszeptałam. Chłopak wreszcie podniósł wzrok i popatrzył na mnie swoimi oczami przesiąkniętymi strachem i żalem. Ten widok mnie przeraził na tyle, że ciarki po mnie przeszły. Chciałam się uśmiechnąć, dać mu trochę otuchy, ale wyszedł mi tylko grymas. Ben podszedł do nas i odciągnął Alice ode mnie, wiedział że nie jest lekka i długo tak nie wytrzymam. Ona tylko odciągnięta ode mnie od razu wtuliła się z całej siły w mojego tate, cały czas płacząc jak bóbr. Mój tato nigdy nie płakał… nigdy … zawsze był twardy jak kamień. Teraz tylko obejmował Alice, a jego twarz była blada jak ściana. Jedynymi osobami nie płaczącymi na tej Sali był Ben, Jasper i ja. Nawet Chris raz po nie raz pochlipywał. Wiedziałam co mam z ciążą zrobić i nie bałam się tego …
- Ni .. ni .. nie mo.. mogę. – wychlipał Martin i wyszedł szybkim krokiem z sali.


*Martin*

Nie mogłem. Nie mogłem wytrzymać tej presji wywierającej … Stchórzyłem … Choć tak bardzo się starałem … tak bardzo chciałem być teraz przy niej, dawać jej otuchę … nadzieje. Jaki ze mnie chłopak jak zostawiłem ją samą w takiej chwili ?. To było dla mnie za dużo … wybór pomiędzy nią, a dzieckiem jest nie do podjęcia. Chociaż tak naprawdę dla mnie jest prosty i ja to wiem, ale ona, Kathy  inne będzie miała zdanie, doskonale to wiem. Ale muszę ją do tego zmusić, nie mogę jej pozwolić odejść i to na zawsze …

Choć nie palę zawsze mam w spodniach paczkę fajek na wszelki wypadek, taki jak ten na przykład, wyjąłem jednego i odpaliłem. Zaciągnąłem się czując dym rozsadzający moje płuca. Nie byłem wstanie myśleć, nie byłem wstanie tam wrócić, wszystko mnie przygniatało, a ja nie widziałem ucieczki ani schronienia. Wypaliłem już trzy papierosy, ale wcale mi nie pomogły nawet choć na chwile. Nie widziałem innego wyjścia, musiałem wejść na sale, gdzie leżała moja ukochana.
Zastałem ich w tych samych pozach co wyszedłem, a przecież minęło już dobre pół godziny. Kathy na mój widok się bardziej ożywiła.
- Przepraszam mam prośbę – wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę. Były one czerwone od płaczu, ale były też takie które, nie wyrażały żadnych emocji. – chcę zostać sam na sam z Kathy, możecie to zrobić ?. – wszyscy opuścili sale bez protestów. Jenny podtrzymywana przez Jaspera przechodząc popatrzyła na Kathy i jeszcze bardziej się rozpłakała o ile było to możliwe.
- Kochanie – podszedłem do niej, usiadłem na krześle obok i objąłem jej rękę. Nadal miałem czerwone oczy od płaczu. Posłała mi uśmiech. – musisz usunąć tę ciąże. – starałem się żeby mój głos był stanowczy.
- Że co ?!. – jej oczy momentalnie zrobiły się pełne niedowierzania i oburzenia.
- Kathy, kochanie nie mogę cię stracić … nawet jeśli to grozi usunięciem ciąży. – te słowa ledwo przeszły mi przez gardło.
- Chyba nie mówisz poważnie ?!.
- Tylko tak będę miał pewność, że cię nie stracę.
- Nie będę uśmiercała własnego dziecka !.
- Nie mamy wyjścia.
- Nie ma mowy !. Urodzę te dziecko ! przeżyje razem z nim, zobaczysz będziemy szczęśliwą rodzinką … - szybko przerwałem jej.
- Tego nie wiesz !. – czułem jak łzy lecą mi ciurkiem. – Nie możesz tak ryzykować !!!. – pod wpływem emocji wstałem z krzesła – Kathy to cię może zabić !. Nie pozwolę ci, rozumiesz ? Nie pozwolę …
- Martin to dziecko jest dla mnie całym życiem … - w jej oczach pojawiła się ciecz spływająca strumieniami.
- Nie rozumiesz, że w ten sposób możesz je stracić ?!. Przecież gdy tylko wyjdziesz ze szpitala możemy mieć jeszcze gromadke dzieci !, tylko odpuść to … Dla mnie to też nie jest łatwe uwierz mi … to dziecko jest dla mnie drugą rzeczą najlepszą jaką mnie spotkało !. Ale drugą … bo pierwszą jesteś ty, Kathy. Jak mógłbym pokochać to dziecko wiedząc, że ono zabiło ciebie … Błagam cię usuń te ciąże jeśli dla ciebie życie nie jest ważne. To usuń je dla mnie …


- Martin … ja … ja … nie dam rady. Gdy ono zniknie cząstka mnie też … ono jest mną Martin … To tak jakbym wycięła sobie pół serca nożem … Nie mogłabym wstawać codziennie rano patrząc w lustro i widzieć w nim zabójczyni własnego dziecka ... dziecka, które kocham całym sercem … osobę, która żyje we mnie … Przykro mi Martin. Nie zmienię zdania. Możesz powiadomić o mojej decyzji lekarza.  – Stałem bez ruchu już dobrą minute, wpatrując się w  jej oczy … oczy które za parę miesięcy mogłem stracić. Dlaczego ona była taka uparta ?. Dlaczego chociaż raz w życiu nie mogła mnie posłuchać ?!. Byłem strasznie na nią wściekły !. Jak ona mogła mi to robić ?!. Dlaczego kazała mi żyć jak zawsze z myślą, że za dwa miesięcy może odejść ?!. Nie wytrzymałem i energicznym krokiem wyszedłem z Sali i trzasnąłem drzwiami.


*Jenny*

 Snułam się różnymi uliczkami szukając Jaspera. Miał wyjść do sklepu po coś do picia, a nie wracał już dobrą godzinę … to wszystko było takie nie realne … Katherina miała stracić dziecko ?!. Ta sama Katherina która nigdy się nie poddawała i dążyła do realizacji swoich marzeń ?.Była moim ideałem, który podziwiałam. Zawsze dostawała to co chcę … Zawsze, prędzej czy później. Nie miałabym pojęcia co bym zrobiła na jej miejscu … dlatego nawet nie mogę jej doradzić. To wszystko było jak z jakiegoś okropnego snu … Moje rozmyślania przerwała sytuacja, którą ujrzałam kawałek przede mną. Jakichś dwóch chłopaków totalnie sie nawalało w jednej z zaciemnionych uliczek...podeszłam bliżej chodź totalnie się bałam, ale tym razem w swoim życiu nie chciałam stchórzyć i może jakoś ich rozdzielić...
Podchodziłam coraz bliżej i ...co ? Boże nie możliwe ! Jak to do cholery ..To Jaser i Liam ? o co tu chodzi !!
-Jasper !!! Liam !!!



------------------------------------------------------------------------


Siemka :D tak wiem nie było mnie długo :(. Przepraszam, ale nie miałam czasu ;((. 
Życzę wam wszystkim zajefajnych wakacji !! :D ;**
Bardzo was proszę, abyście ocenili mój rozdział :D. Nawet jeśli wam się nie podoba, napiszcie co muszę poprawić :D. Przypominam wam że anonimki też mogą dodawać komentarze :D 
X.O.X.O. ♥ cAŁUSKI :d




wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział 31 : Ja też cię kocham !

*Katherina*
Cały czas ktoś do mnie mówił...Głos był znajomy, czułam, że bardzo mi bliski, ale nie mogłam rozpoznać kto to był... Próbowałam otworzyć swoje oczy...nie mogłam...moje powieki były zbyt ciężkie.
-Kochanie słyszysz mnie ? - jeszcze raz zacisnęłam dłoń nieznajomego na znak, że słyszę i znów próbowałam otworzyć oczy, nadaremnie.
Nagle jakaś oślepiająca jasność, jakby błona, która nie pozwalała mi otworzyć oczu w końcu pękła. Powoli podnosiłam powieki, jednak światło było za ostre więc szybko je sportem zamknęłam. Spróbowałam inną metodą. Zaczęłam szybko mrugać i powoli wszystko nabierało kształtu. Spojrzałam na miejsce, z którego dochodził głos …
-M..Ma..Marin ?- wydusiłam z siebie jego imię chodź nie było to proste. Stał nade mną i szeroko się  uśmiechał, odwzajemniłam uśmiech i już wiedziałam kim jest

Ten uśmiech, te oczy … wszystko to co kocham najbardziej na świecie. Nie rozumiałam jednego … skąd ja do cholery się tu wzięłam ?!. Nagle wszystko, jak olśnienie mi się przypomniało. Narkotyki, kłótnia, Chris, a potem na koniec ten samochód …
- Wierzę ci - spotkałam na jego twarzy zdziwienie.- wierzę ci, że nic nie brałeś.
- Wszystko słyszałaś ?
- Tak. - Martin pocałował mnie w czoło. -Kocham cię  Martin …
- Kathy , ja też cię kocham !. Tak jak nigdy nikogo !. Tak się cieszę że się obudziłaś !. O ! z tego wszystkiego zapomniałem lekarza wezwać !. Po czekaj tu kochanie zaraz po ciebie przyjdę ! tylko nigdzie nie Idzi !. Ale ze mnie głuptas przecież nawet nie możesz !. - widziałam jak się plątał w słowach, gadał jak najęty, chciał gdzieś iść, ale nawet nie wiedział gdzie, był taki zakręcony i szczęśliwy, widząc go takiego na mojej twarzy mimo wolnie pojawił się szeroki uśmiech.
-  Idzi , Idzi.
-Katherina  kochanie jak sie czujesz ?- usłyszałam uradowany głos mojego taty, który szedł w moim kierunku, podszedł i delikatnie mnie przytulił.
-Gdybym mogła się ruszyć byłoby idealnie.- uśmiechnęłam się blado.
-wszyscy tu cały czas byliśmy, kochanie nawet nie wiesz jak się martwiliśmy !!. -  do Sali weszli Jenn i jasper podeszli bliżej i posłali mi szczere uśmiechy.. ale za raz ... co ? Czy oni się trzymają za ręce ?
-Ile ja tu leżałam , bo widzę, ze dużo sie pozmieniało.- chciałam sie zaśmiać..ale wyszedł mi tylko kaszel i wszyscy nagle się zerwali jakby nie wiem co się działo..
- ej spokojnie, jeszcze żyję … - wszyscy tu byli i oprócz jednej osoby …
- gdzie jest Chris ?. Coś mu się stało ?!.
- nie, nie. On … on po prostu musiał się przewietrzyć. – zająknęła się Jenn i blado się uśmiechnęła.
- nie kłam.
- kochanie, a jak się czujesz ?. – zagadał po raz setny Martin. Ciągle te same pytania jak się czujesz ?. Nic cię nie boli ?. Wkurzające to jest … gdzie jest Chris ?! 
*Martin*

Poszedłem w stronę parku, tam pewnie jest Chris. Katherina zasnęła więc mam teraz czas, żeby go przeprosić. Na szczęście jakoś zwinnie ominąłem to pytanie, chyba nawet nie zauważyła kiedy. W szpitalu grubo przesadziłem … powiedziałem Chrisowi tyle nie potrzebnych słów … od tam tej pory mnie unika, szczerze to mu się nie dziwie. Jaki ze mnie przyjaciel ?. Zobaczyłem go jak siedział nie daleko na ławce.
- Katherina się obudziła.
- Tak ?!. Kiedy ?!. To genialnie !. – widać było że się naprawdę ucieszył. Myślałem,że zaraz zacznie skakać. – chodzimy do niej !!.
- Tak. To znaczy zaraz. Słuchaj, przepraszam cię, za to że tak na ciebie naskoczyłem wtedy w szpitalu. Nie panowałem nad sobą. Byłem tak zdenerwowany … po prostu nie wiedziałem  co robię, mówię, strasznie się bałem o Kathy … To co powiedziałem wcale tak nie myślę, jesteś naprawdę dobrym przyjacielem. – po twarzy Chrisa mogłem rozpoznać ulgę i szczęście.  – miedzy nami ok ?. –martwiłem się że po tylu mocnych słowach nasza przyjaźń może wygasnąć, a to byłby naprawdę tragiczny koniec ...
- Jasne. – strasznie się ucieszyłem i podałem mu rękę na zgodę, razem poszliśmy w stronę szpitalu.
- Jak ona się czuję ?. – spytał.
- Lekarz mówił, że wszystko w jak najlepszym porządku. Jednak jest przemęczona i wszystko ją boli, ale to minie.
- Boże jak ja się cieszę, wiedziałem, że z tego wyjdzie ! po prostu wiedziałem !!. A widziałeś może co to się ostatnim czasy dzieje między Jasperem a Jenny ?.
- No właśnie sam w to nie wierze !!. Jeszcze tydzień temu by się pozabijali, a teraz widzę big love !. To dobrze, Jenny już wiele się nacierpiała przez Liama, mam nadzieję że z Japerem jej się uda i będą naprawdę na dobre i złe.
- Tak jak ty i Kathy …
***
Gdy wróciliśmy do szpitala, zobaczyłem jak Kathy się śmieję i słucha opowieści Jenn, jej śmiech był dla mnie jak najwspanialszy prezent, którego nikt mi nie mógł dać … tylko ona. Podszedłem do nich i usiadłem na łóżku obok Kathy , całując ją w policzek.
-O tęskniłam za naszymi słodziakami.- mruknęła Jenn robiąc słodkie oczka.
-Ale ja to widzę, że mamy o jednych słodziaków więcej.- Chris popatrzył na Jenny i Jaspera siedzących obok łóżka.- Jak to się dzieje, że się nie zabijacie tylko obejmujecie ?
-Po prostu się zakochali ...słodkie nie. ?- mało co nie wybuchnąłem śmiechem bo widziałem jak obydwoje zalewają się rumieńcami.
-No tak tylko ja tu zostaje jak zwykle Forever Alone !- wszyscy wybuchliśmy śmiechem



 bo Chris przytulał biedak swoją czapkę...ale w sumie to ciekawi mnie czemu ona jest sam ?
- Och ! jak miło widzieć was razem uśmiechniętych – wszedł lekarz do sali, a w ręku miał wyniki badań. – Właśnie dlatego nie lubię swojej pracy … nienawidzę mówić ludziom przykrych wiadomości. Niby już jest dobrze, a jednak nie … Dobra, już nie będę owijać w bawełnę. Chodzi o to, że …


---------------------------------
Hejo ;*** i mamy kolejny  ;D Mam nadzieję, że się podoba ;D
Nie wiem co myślicie o zwiastunie i nowym blogu :( Mam nadzieję, że jednak trochę jednak wam się podobał :)
Zapraszam do komentowania :) 
X.O.X.O





sobota, 8 czerwca 2013

NIESPODZIANKA !!

Ponieważ dochodzimy do końca tego blogu :(
Postanowiłam, że zacznę prowadzić następnego :D Jak tylko skończę tego :D
Będzie on trochę inny bo ..uwaga .. z ONE DIRECTION :)
Oto zwiastun nowego opowiadania :) Zrobiłam go sama...I mam nadzieję, że wam się spodoba :D



a o to i mój blog :D 

środa, 5 czerwca 2013

Rozdział 30 : " Bez ciebie ten świat by był smutny i nie dał sobie rady "


* Jenny *

- I jak to przyjęli ?. – spytał Martin, gdy właśnie wracałam po rozmowie telefonicznej z ojcem Kathy.
- A jak myślisz ?. Byli w ogromnym szoku. Zaraz tu będą.
- Jak myślisz kiedy się obudzi ?. Jest już 21 : 00 miała się obudzić tego wieczora. – powiedział smutno Martin.
- Martin … ja nie wiem. Nikt tego nie wie. Ale musimy być dobrej myśli … Chris możemy się przejść ?. – chciałam z nim porozmawiać. On tylko pokiwał smutno głową i ruszyliśmy w stronę parku, który znajdował się przed szpitalem.
- Opowiedz mi o tym. Jak to się stało ?. Chcę wiedzieć wszystko, rozumiesz ?. Bez owijania w bawełnę. Bez kłamstw. – powiedziałam stanowczo co było do mnie nie podobne.
- To już trwa sporo czasu. To znaczy około trzech miesięcy. To było wtedy co zaczęłaś kręcić z Liamem, zapoznałem się z nim bliżej, chciałem po prostu się upewnić czy on jest dobrym dla ciebie chłopakiem. Niestety on też w tym siedzi, ale on był na tyle mądry, że nigdy tego nie zażywał tylko sprzedawał. – Nie wierzyłam w to co powiedział ?!. Liam ?!. Ten który się boi że zniszczy mnie Jasper ?!. Za kogo on się uważa ?. Handluję narkotykami, a uważa się za lepszego od niego ?. – Nie mówiłem ci tego, bo to dobry chłopak. Poza tym że wpadł w niezłe gówno, jak ja. Posłuchaj ludzie podejmują różne decyzję, niektóre rujnują ci życie za jednym  machnięciem, ale tak już jest. Pewnie zaraz powiesz mi że musi być jakieś wyjście. Przecież są odwyki !. Otóż byłem tam, zraz po tym kiedy moja mama także się z czaiła. Ten odwyk by mi pomógł, nabrałem nowej nadziei na lepsze jutro, ale niestety to nie było takie proste byli też  ludzie z branży, którzy nie dawali mi spokoju. Miałem z nimi umowę. Po pewnym czasie Martin przyłapał mnie na tym. Obiecał mi pomóc i nic wam nie mówić, tobie i Katherinie, prochy zatrzymał u siebie w pokoju. Nie chciałem żebyście wiedziały, nie chciałem was stracić. – Chciałam coś powiedzieć, ale Chris dał mi sygnał, żebym mu nie przerywała. – No i resztę już znasz, wtedy gdy byłaś z Jasperem. Dzięki niemu w końcu się od tego oderwałem. Ale wtedy znowu się pokomplikowało bo, Kathy znalazła mój towar u Martina. On przyznał się że to jego, bo przedtem przecież mi obiecał !. Jenny, on nie powinien tego robić, ja wiem że on obiecał, ja to cholera wiem !. Ale nie pozwolił bym na ich rozstanie ze względu na mnie przecież !. Powinien powiedzieć że to moje … w ogóle powinienem wam od razu powiedzieć !. Jestem zwykłym tchórzem i tyle … Nic mnie nie usprawiedliwia. Wtedy Kathy pobiegła roztrzęsiona, nie potrafiła zapanować nad sobą. Wbiegła na ulice, a ten debil się nie zatrzymał !. Ja biegłem za nią. Ona była dla mnie za szybka. Nie dogoniłem ją. Już byłem koło niej !. Już prawie mogłem dotknąć ją ręką … - Christophere nie wytrzymał i zaczął płakać. Przytuliłam go. – Jenn to były pieprzone sekundy !. Gdybym ją wtedy przed domem zatrzymał nic by się nie stało, ale ja jej pozwoliłem pójść i poszedłem sprawdzić co z Martinem … Wiesz co zrozumiem jak po tym wszystkim nie będziecie się ze mną chcieli zadawać. – co on pieprzy ?.
- Żartujesz sobie ?!. Chris Kathy z tego wyjdzie, a ty uwolnisz się z tego okropnego świata, raz na zawsze.
- A jak nie ?. Jak wszystko znowu się schrzani …
- Nawet tak nie mów. Ja to wiem, ja to po prostu wiem musi się skończyć to dobrze !. Chris musimy już wracać, ona mogła się obudzić. – gdy już wracaliśmy zobaczyłam Jaspera palącego papierosa. – Zaraz do was wrócę. – i poszłam w jego stronę.
- Obudziła się ?. – szybko zapytałam. Jasper pokiwał przecząco głową. – dziękuję ci. – powiedziałam po chwili.

- za co ? – spytał zdziwiony.
- Za to że jesteś. Za to że nie pojechałeś do domu i nie masz tej całej sytuacji daleko gdzieś.
- Wiem przez co przechodzisz. Moja mama też długo leżała w śpiączce zanim umarła i nikogo przy mnie wtedy nie było. – powiedział patrząc się przed siebie zaciągając się fajką.
- Nie możesz tłumić w sobie przez całe życie emocji. Wiem że dla ciebie to trudne i nie dziwie ci się, ale obejrzyj się dokoła jestem tutaj. Nie jesteś już sam i nigdy nie będziesz.
- Nie ufam ludziom. Mówią, że są a później odchodzą. Napatrzyłem się już wielu rzeczy w swoim życiu. Boję się komuś zaufać bo wiem jaki to jest ból ich stracić. Ludzie ranią siebie nawzajem jak by byli zwierzętami. Dlaczego takim miałbym zaufać ?.
- Ludzie po prostu czasem popełniają błędy. Jak wszyscy, ale to nie oznacza że bez nich jest lepiej. – Jasper popatrzył się na mnie. – czasem trzeba komuś zaufać choćby dlatego że dzięki nim chcę się żyć. Nie ważne na jak długo... Nie można znienawidzić osoby ani czasu dzięki, którym było się chociaż raz szczęśliwym. - Widziałam w jego oczach, że przyznawał mi rację. Wyrzucił już skończonego papierosa ... szybko się do mnie przybliżył i wziął w swoje ręce moją twarz. Zbliżał się do mnie coraz bardziej, aż w końcu lekko musną moje usta... raz potem drugi, a potem zaczął coraz bardziej namiętnie. Poczułam zapach tytoniu, a w moim brzuchu kotłowało się od tych "motylków" . Odwzajemniłam pocałunek. W końcu dawno tego chciałam. Nie chciałam kończyć tej chwili...Czułam się jak w jakieś bajce, jakbym była królewną. Czułam ogromne bijące od niego ciepło i takie bezpieczeństwo, którego nigdy nie czułam... To było takie niezwykłe. Ja go chyba po prostu kocham...Po pewnej chwili oderwaliśmy od siebie.


- Jesteś teraz szczęśliwa ?. – zapytał patrząc mi głęboko w oczy.
- Tak, bardzo. – te słowa i tak nie były wyrażające moich emocji, bo ich się nie dało opisać słowami.- A ty ?- zapytałam go nie pewnie. Nie wiedziałam czy jemu zależy...bo nigdy tego nie okazywał...
- Ja jak nigdy. I nikt nie jest bardziej szczęśliwy ode mnie..chyba na całej ziemi . – wiedziałam że mówił to prosto z serca. Jego oczy były przesiąknięte miłością i czułością jaką nigdy nie znałam ani nie zaznałam.


* Martin *


Już po 23, a ona nadal się nie budziła !. Nawet nie jesteście sobie w stanie wyobrazić jak bardzo mnie to niepokoiło … strasznie się bałem. Zresztą nie tylko mnie, Bena i Alice też. Nie wspominając o Chrisie czy Jenn. Każdy czekał, aż otworzy oczy. Da jakiś znak życia. Wszyscy oprócz Jaspera i Jenny siedzieli na korytarzu.
- Jedna osoba z państwa może wejść na chwilę do Kathy. Tylko jedna, ponieważ nie chcemy żadnego kłopotu. Pacjentka nadal nie odzyskała przytomności.  – powiedział lekarz wychodząc z sali na której leżała moja najukochańsza dziewczyna. Niestety wiedziałem, że Ben i tak tam pójdzie.
- Martin, ty idź. Wiem że ona ucieszy się bardziej jak to będziesz ty. – powiedział dając mi otuchy. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech wdzięczności. W końcu mogę ją zobaczyć !. Szybko wstałem i wszedłem do pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi, gdy moje oczy ją ujrzały, skamieniałem. Była taka blada, taka nie obecna, taka bezradna, przyczepiona do tych wszystkich maszyn, które co jakiś czas piszczały. Postanowiłem z trudem podejść do niej. Usiadłem na krześle obok, łapiąc ją za rękę.
- Kochanie, to ja. Wiem, że mnie słyszysz. Przepraszam cię za wszystko … - z moich oczu polały się łzy. – Ja wiem że to nie wystraszy. Nigdy sobie tego nie wybaczę, że przeze mnie tak cierpisz … Ale muszę ci coś powiedzieć. Ja wiem, że to już teraz bez znaczenia bo i tak nie chcesz mnie znać, ale to nie były moje narkotyki. Nigdy niczego takiego nie brałem. Po prostu chcę żebyś to wiedziała. Wiedz, że jesteśmy tu wszyscy ja, Jenny, Chris, Ben, Alice, a nawet Jasper. Każdy czeka, aż się w końcu obudzisz. Będę tu tak siedział całymi dniami, aż otworzysz oczy. Ja wiem, że tak będzie. Że jeszcze będziesz się uśmiechać, tak jak nikt nie potrafi. Bez ciebie ten świat będzie smutny i nie da sobie rady, bo ty je orzeźwiasz, dajesz mu nadzieję. Gdy ciebie już nie będzie świata też, bo pewnie pomyśli tak jak my wszyscy, że teraz już nie ma sensu być… - nagle poczułem jak ktoś ledwie co, słabo uścisnął moją dłoń … 


____________________________________
No hejo ;D  I mamy kolejny rozdział ;D Mam nadzieję, że się podoba :)
Chcę podziękować wam za wspaniałe komentarze i nowych obserwatorów ;D Nawet nie wiecie jak się cieszę ! ;D JESTEŚCIE WSPANIALI ♥♥♥
Oczywiście zachęcam do dalszego komentowania :D
X.O.X.O
♥♥♥

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 29 : " Teraz tak po prostu może odejść ? "


*Jenny*

Zadzwonił Martin, jedna sekunda i świat jakby wywrócił mi się do góry nogami. Całą zaczęłam się trząść. Musiałam jak najszybciej dostać się do szpitala.
JAK ???
Jasper !! Widziałam, jak się oddala i to była teraz moja jedyna szansa. Pobiegłam w jego stronę, żeby mi pomógł. Jasper popatrzył się na mnie jak na idiotkę. Nie wierzył mi …
- Jasper !!!. Po prostu mnie zawieź. – jeszcze przez chwilę mi się przyglądał i pokazał mi gestem ręki, aby wsiadła.
Nie patrząc na ludzi biegnę przez parking do szpitalnego wejścia. Wszystko dzieje się jakby w zwolnionym tępię . Wbiegłam do jakiegoś pokoju pielęgniarek.
-Gdzie leży Katherina Miller?
- sala 343.. tylko proszę nie wchodzić ! Na korytarzu stoją  jej przyjaciele. Proszę czekać razem z nimi !- wyszłam i ... i nie wiedziałam w ogóle w którą stronę mam iść.
-Gdzie do cholery jest pokój 343 ??!!
-Jenny do cholery uspokój się ! Płacz i nerwy ci teraz w niczego nie ułatwią. - Jasper zastąpił mi drogę i położył ręce na moich ramionach.
- Puść mnie … muszę znaleźć te pieprzone drzwi … - zaczęłam mu się wyrywać.
- Jenn ? Jenn ! Hej !. – starał mnie się sprowadzić na ziemie, próbując złapać ze mną kontakt wzrokowy. – W takim stanie jej nie pomożesz. Weź pięć głębokich oddechów, spróbuj się najpierw uspokoić. -  Mówił mi to patrząc mi prosto  oczy, co było niezwykłe. Miał piękne oczy. Takie zielone … jak dolina w której płonie żywioł i oddaję swój blask zieleń. Taki niezwykły żywioł jak lawina tylko zielona … Jenn ! Skup się !. Co ty do cholery robisz ?!. Opanuj się. Zaczęłam oddychać równomiernie i głęboko, zatapiając się w jego tęczówki. Po pewnej chwili widząc już mnie spokojną wziął za rękę i zaczęliśmy szukać oddziału na którym leżała Kathy. Przy nim czułam się tak ... tak  bezpiecznie...
Numery na salach mi się myliły strasznie myliły. Nie mogłam się skupić. Już nawet nie wiedziałam czy numer 310 jest przed salą 343 czy może już ją minęliśmy ?. Z daleka ujrzałam Martina.
-Martin !- biegłam już teraz w jego stronę.- Co z nią ? Jak to się stało ?!. Gdzie ? Kiedy ?. – zaczęłam mu zadawać pytania nawet nie czekając na odpowiedzi.
-Nie wiem, Jenn !. Ja już nic nie wiem !. – Martin był załamany, cały zapłakany, mimowolnie go przytuliłam.




 - Nie pozwalają mi wejść. Wiem jedynie, że jest w krytycznym stanie i podłączona jest do jakichś aparatur...jeśli się nie obudzi do wieczora....to..- zawiesił się i wyglądało, na to że nie dokończy swojej wypowiedzi. Nie dziwię mu się mi też te słowa nie przechodziły przez gardło. Patrzył pusto w drzwi do sali Kathy.
-`Co to jest ? Martin powiedz...
-To śpiączka farmakologiczna ... Rozumiesz ? Co za kretyn w nią wjechał ?!. Chris byłeś tam powiedz coś !!!. – dopiero teraz go zobaczyłam siedział na podłodze z schowaną głową między kolana.
- Martin ja … ja nie … - Chris był w całkowitym szoku. Cały się telepał a przez jego ciało przechodziły drgawki. Jego oczy były podpuchnięte od płaczu.
- Gdyby nie ty … Gdyby nie twój towar nie byłoby nas tu !. To wszystko twoja wina !. Jak mogłeś jej to zrobić Chris ?!.- Martin pod wpływem emocji wstał i zaczął grozić mu palcem. – Ufała ci !. A ty tak ją zdradziłeś !. Nawet jej nie ratowałeś !. – zaczął drzeć się na cały korytarz. – Ja bym wolał zginąć zamiast jej !. Wbiegł bym na ulice za nią i osłonił ją moim własnym ciałem !. Bo wiesz ja jestem kimś honorowym, ja stawiam miłość i przyjaźń na pierwsze miejsce !. Bo nie jestem wstrętnym tchórzem !.
- Martin przestań to nie jego wina … - Jasper szybko wstał i położył rękę na jego ramieniu.
- Nie broń go !. – krzyknął i szybkim krokiem udał się do drzwi wyjściowych.
- On ma rację … Gdyby nie ja … Była by teraz z Martinem.
- Nie mów tak !. – krzyknęłam zdezorientowana. Nagle jakieś olśnienie, jakby urwane przebłyski… przypomniałam sobie co mi powiedział wcześniej Jasper

„ Chris handluję narkotykami i sam także je bierze. Chciał się od tego uwolnić, ale nie miał jak. Gdy ktoś chociaż raz spróbuje takiego życia już się od niego nie uwolni

Zatkało mnie. Teraz ta sytuacja z Martinem …

„ Gdyby nie ty … Gdyby nie twój towar nic by się jej nie stało !. „

Wszystko zaczęło się układać w zrozumiałą całość !. Zaczęłam rozumieć sens tego wszystkiego … ale co ma wspólnego z tym wszystkim Kathy ?!. Dlaczego niby to przez niego i jego narkotyki ?!. Tego nie potrafiłam rozwiązać. Ale Chris ?. Ten sam Chris którego kochałam ?. Któremu zawsze się zwierzałam gdy miałam mętlik w głowie ?. Nawet Katherina nie umiała słuchać tak jak on.
- Cholera !. – wypsnęło mi się. Jasper popatrzył na mnie pytająco. Podniosłam głowę i popatrzyłam mu w oczy co było ryzykowne … - Wtedy mówiłeś prawdę ? – podeszłam do niego. – To o Chrisie było prawdą ?.
- Tak. Nie okłamałbym cię. - nasze nosy prawie stykały się. Zatopiłam się w jego tęczówkach. Biła z nich taka czułość. Jak nie te oczy i nie ta osoba, którą znałam wcześniej, którą widziałam przed chwilą  w parku. Nie mogłam oderwać się od tego przenikliwego wzroku. Dawały mi tyle ciepła i otuchy w tym momencie. Postanowiłam się na chwilę oderwać i popatrzyłam na jego usta. Były takie pełne, takie niezwykłe, nierealne. Nie myślałam za bardzo nad tym co robię i przybliżyłam się do niego.
- Obudziła się ? – zapytał Martin z nadzieją w głosie. Szybko zawstydzona odskoczyłam od Jaspera. Mój brat był już ochłonięty.
- Nie. – odpowiedziałam. Zapadała grobowa cisza, która już trwała dobre 20 min, postanowiłam się tym nie przejmować i zaczęłam rozmyślać. To wszystko wydaje się takie nierealne . Jedna sekunda i możesz stracić kogoś kogo traktujesz jak rodzinę... Kogoś kogo znasz od podstawówki...Kogoś kto zawsze był przy tobie i teraz tak po prostu może odejść ? Nie wierzyłam w to … Znów nie poradziłam sobie z emocjami i zaczęłam głośno płakać. Jasper szybko zareagował i był już przy mnie.  
- Wierz mi ! Ona z tego wyjdzie...ona cie nie zostawi bo jesteście nie rozłączne , tak ?.- zauważyłam, że się denerwuje...pewnie miał teraz ochotę wyjść i zapalić, ale siedział tu ze mną. Mocno go do siebie przytuliłam i on też mnie objął w biodrach. Dodawał mi niezwykłego oparcia, gdy już myślałam że się rozkleję na dobre że sobie nie poradzę, on stawał koło mnie, a ja zaczynałam myśleć pozytywnie. Staliśmy tak jakieś 15 min. Co chwila w jakiejś sali piszczały aparatury, co było przerażające. Do sali Kathy co chwila wchodziły i wychodziły pielęgniarki...Na szczęście w końcu wyszedł i lekarz.
- Panie doktorze i co z nią ?- Martin prawie rzucił się na niego.
- Jeszcze się nie obudziła. To pewnie jeszcze trochę potrwa.
- A co z dzieckiem ?
- Obawiam się najgorszego. - odwrócił się i spokojnie wszedł do sali. Martin stał odwrócony w stronę drzwi. Bałam się do niego odezwać. Bałam się zrobić cokolwiek bo był przerażony… nigdy nie widziałam go w takim stanie. Tym razem  praktycznie płakał jak dziecko.




 On nie może ich stracić.. Nie przeżyje tego !! Ja to wiem bo go znam.


*Martin*

Chcę tam do niej wejść ! Zobaczyć ją ..nawet nie wiem co jej jest i co mają na myśli mówiąc stan krytyczny ? I co z naszym maleństwem ? Kiedy do cholery odpowiedzą mi  na te pytania ?!.
-Martin ! Ona walczy, żeby być z nami ! wiesz, że to prawda ? I da radę ! Wierzę w nią ! Nigdzie nie odejdzie !!
-Odejdzie ? Co ty mówisz ? Nawet nie ma takiej opcji !- krzyknąłem , ale nie potrzebnie , bo w oczach Jenny zobaczyłam strach . Też martwi się o Kathy... ale po prostu nie panuje nad nerwami - Przepraszam..- pocałowałem ją w czoło i przytuliłem.- Kurde Jenny !! Jacy z nas idioci !
-O co ci chodzi ?
-Nie zadzwoniliśmy do ojca i Alice, Katheriny ! - jak w ogóle można o czymś takim zapomnieć ? - zadzwonisz ? ja nie dam rady…


____________
Siemaneczko ;D No to mamy kolejny rozdział ;D Jak się podoba ?
A więc tak dedykuje go moim kochanym mordeczkom, które cały czas komentują moje wypociny :D Kocham was jak nie wiem co ;***** i cieszę się, że jesteście cały czas ze mną ;D

♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥