CSS font-family

This is a paragraph, shown in the Times New Roman font.

This is a paragraph, shown in the Arial font.

-->

wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 33: Obiecaj !

*Jenny*

-Jasper !! Liam !! - co to do cholery ma być. Zaczęłam biec w ich stronę, próbowałam oderwać ich od siebie, ale na marne byli zbyt silni i napaleni.
Jasper już próbował uderzyć z pięści Liam
 i w tym momencie z trudem złapałam jego rękę. Ciągnął ją mimo mojego starania w jego stronę. Wśliznęłam się między nich i złapałam Jaspera za ramiona.
-Jasper ! Popatrz na mnie !- a on jakby w ogóle mnie nie słyszał. Był tak skupiony na tym żeby dowalić Liamowi, nic do niego nie docierało. - Jasper popatrz na mnie !!- krzyknęłam sto razy głośniej, a on nic .Nie zwracał na mnie uwagi, jakby mnie tu w ogóle nie było. Próbowałam go jakoś uspokoić, jednak on mnie odepchnął i upadłam kawałek od nich na ziemie. W jego oczach błyskały iskierki nienawiści. Można było wyczuć na kilometr jak bardzo nienawidzi rywala. Jakby chciał go zabić ! Przeraziło mnie to ... bałam się o Liam, ale także bałam się samego Jaspera. Nie rozumiem tylko dlaczego się tak nienawidzą ? Co takiego jest nie tak ?, Nie mogłam ich tu tak zostawić, postanowiłam ponowić próbę. Z całej siły rzuciłam się na Jaspera odpychając go jak najdalej Liama. Jasper spojrzał w końcu w moje oczy i jakby na nowo przypomniał sobie powód bójki. Zaczął się rzucać, a ja go tak długo nie utrzymam, nie dam rady …
-Liam spieprzaj !- a ten, stał jak idiota. Tak samo wściekły i gotowy wydrapać mu oczy.- No zwalaj stąd !- na szczęście się ocknął i zniknął gdzieś za zakrętem. Dalej trzymałam Jaspera, który już prawie wyswobodził się z moich ramion, czekając aż Liam zniknie gdzieś za blokami. Puściłam go teraz i pod wpływam strachu, który się we mnie kotłował, sama zaczęłam biec, mimo bolącego kolana, które niemiłosiernie bolało od momentu kiedy Jasper mnie popchnął na kamienie. Jego oczy, ta nienawiść, ta złość ...zawsze wiedziałam, że on taki jest, ale chyba nie do takiego stopnia … wydawało mi się, że mogę mu ufać. Może i dla innych był niebezpieczny, ale wydawało mi się że ja jestem kimś innym niż jakimś tam „ obcym ‘’. Nagle poczułam mocny uścisk na nadgarstku. Jednym ruchem obrócił mnie to siebie, próbując mnie przytulić.
- Przepraszam – wyszeptał.
-Jasper ! Puść mnie !- próbowałam sie wyrwać z jego uścisku- słyszysz ? zostaw !- i tak nie miałam siły się uwolnić...po prostu w końcu uległam. On tylko delikatnie mnie do siebie przyciągnął i przytulił.
-Dlaczego ?- nie usłyszałam odpowiedzi. Gwałtownie odsunęłam się od Jaspera, powtarzając drugi raz pytanie mój głos się załamał i z moich oczu popłynął wodospad łez. Widać było, że nie wie co powiedzieć, w jego oczach widziałam ogromny żal. Już sama nie wiedziałam o co pytam czy o bójkę z Liamem czy o to czemu mnie popchnął.
- Nic ci się nie stało ?. – cały czas mówił szeptem.
- Dlaczego biłeś się z Liamem ?. – chciałam aby mój głos wydawał się stanowczy, jednak to pytanie nie dawało mi spokoju.
- To nic takiego … - chciał mnie znowu przytulić, ale tym razem się nie dałam.
- No mów !.
-On powiedział, że cię stracę, że nigdy mnie nie kochałaś i nie będziesz kochać. Że kochasz tylko go, nawet nie musisz do niego wracać bo i tak jesteś jego. Tak po prostu chciał mi cię zabrać, a ja nie mogłem na to pozwolić, przecież wiesz, że cię kocham i jesteś dla mnie najważniejsza. - patrzyłam mu prosto w oczy, podszedł do mnie bliżej łapiąc ręką za policzek. Nie ruszyłam się z miejsca. Byłam przerażona tym co wdziałam i zaskoczona tym  co przed chwilą usłyszałam. Liam by nie zrobił czegoś takiego… jest za dobry. Chociaż ? wszytkiego można się spodziewać po takich jak on … może znów był na haju ?. W jednej chwili poczułam jego ciepłe usta muskające moje. Pocałunek odwzajemniłam, bo dopiero teraz, w jego ramionach poczułam się bezpiecznie. Dziwne, prawda ?, przed chwilą chciał mnie uderzyć, a ja nadal mu ufam i wiem że mnie nie skrzywdzi.
-Kocham cię Jasper ! tylko ciebie ! Rozumiesz ?- popatrzyłam na niego i dopiero teraz ujrzałam w jego oczach ulgę i wdzięczność za zrozumienie.- Ale błagam ! Nigdy więcej czegoś takiego nie rób !- pocałował mnie w czoło i mocno przytulił.
-Obiecuję. Nigdy więcej.



*Martin*

Wyszedłem i trzasnąłem drzwiami … bohater. Raczej taka pomoc jej nie pomoże. Przecież ona nie może się denerwować ! Ale mnie w cholerę musiały ponieść emocje ! Ale nie mogę stracić jej tak ? Mojego sensu życia. Dzięki któremu się co rano budzę, dzięki któremu oddycham.  Jest dla mnie właśnie jak powietrze, po prostu jej potrzebuje, bo inaczej .. umrę. Jej nie bedzie...to nie będzie i mnie. Gdyby nie ten pieprzony wypadek ! Mieliśmy plany, marzenia, a teraz ... gówno mamy, jedno wielkie bagno. Kocham dziecko, ale Katherina...po co miałbym zasypiać , budzić się i po prostu żyć ? ale i tak wiem, że ona nie zmieni zdania... Może pozostaje mi cieszyć się tym czasem co został...? Po prostu musze tam do niej wrócić i jakoś się z tym wszystkim pogodzić.
Wywaliłem peta i wszedłem do szpitala, ostatnio dużo palę to pewnie przez to wszystko z Kathy ... Korytarze pełne ludzi...tymi, których dopiero tu się dostali i nie wiedzą co z nimi bedzie, tymi płaczącymi po stracie bliskich i tymi cieszącymi, bo wychodzą do domu. My znajdziemy się w tych trzecich prawda ?
Wszedłem do sali. Katherina leżała odwrócona do okna i nawet nie zareagowała na otwierające się drzwi.
-Kathy , słońce… przepraszam.- usiadłem koło niej na krześle.- ja nie powinienem. Ale po prostu sobie tego wszystkiego nie wyobrażam, życie bez ciebie ? to gorsze niż piekło.- złapałem ją za rękę- po prostu to dla mnie za dużo, coraz bardziej mnie to przytłacza.
-Martin...po prostu mi coś obiecaj.- popatrzyłem na nią. Była taka silna, odważna. I właśnie to chyba jeszcze bardziej mnie dołowało, wydawało mi się że nie zdaję sobie sprawy z powagi sytuacji i co mogło by jej się stać, cały czas do niej to nie docierało !. Tak strasznie chciałem jej pomóc. - obiecaj mi, że ty zaopiekujesz się naszym dzieckiem po porodzie i nie oddasz go do żadnego domu dziecka, ani nic z tych rzeczy. Obiecaj, ze będziesz je kochał tak samo jak mnie, a nawet jeszcze bardziej i że nigdy, ale to przenigdy nie pomyślisz, że to przez nie, nie ma mnie z wami.- otarła mi pojedyńczął łzę z policzka. Te słowa tak bolały i co ja mam jej teraz powiedzieć ?.  Tak bardzo nie chciałem tego usłyszeć, tak bardzo się ich bałem, wiedziałem że te słowa kiedyś padną. Ale zrobię to dla niej...
-Obiecuje ! I obiecuję, że będzie wiedziało jaką miało wspaniałą matkę...i jak bardzo ją kochałem.
-I pamiętaj, że zawsze będę z wami tak ? w waszych sercach.
-Ale ja chcę cię mieć tu ! przy sobie ...
-Błagam Martin..nie utrudniaj mi tego.
-Tak bardzo cię kocham.- już mówiłem do niej totalnie zalany łzami, prawie się nimi dławiąc.



-Ja ciebie też bardzo kocham..najbardziej na świecie... i zrobię wszystko co w mojej mocy, aby dziecko było całe i zdrowe i żebym przeżyła razem z nim. 

--------------
hej ;D no i mamy kolejny rozdział ;D jak wam się podoba ?
 Już takimi małymi kroczkami zbliżamy się do samego  końca ;)
Bardzio zachęcam do komentowania :) bo jakoś cicho w komentarzach ostatnio :)
jakoś niedługo pewnie pojawi się next :)
X.O.X.O

1 komentarz:

  1. nadrobiłam rozdziały. xd
    wreszcie! :D
    cudowny rozdział.
    kompletnie nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.
    Kathy nie może zginąć. ona będzie razem z tym dzieckiem i z Martinem i wszystko będzie ok. tak, zdecydowanie tak.
    no i Jasper. wow. ciekawy powód do bójki i przyznam, że całkowicie mnie zaskoczył.
    zaraz, zaraz...
    JAK TO DO KOŃCA?!
    och, nie! ;_;
    za szybko to wszystko. ;_;
    ja chcę kolejny, now. *.*

    OdpowiedzUsuń