*Jenny*
-Jasper !!
Liam !! - co to do cholery ma być. Zaczęłam biec w ich stronę, próbowałam
oderwać ich od siebie, ale na marne byli zbyt silni i napaleni.
Jasper już
próbował uderzyć z pięści Liam
i w tym momencie z trudem złapałam jego rękę.
Ciągnął ją mimo mojego starania w jego stronę. Wśliznęłam się między nich i
złapałam Jaspera za ramiona.
-Jasper !
Popatrz na mnie !- a on jakby w ogóle mnie nie słyszał. Był tak skupiony na tym
żeby dowalić Liamowi, nic do niego nie docierało. - Jasper popatrz na mnie !!-
krzyknęłam sto razy głośniej, a on nic .Nie zwracał na mnie uwagi, jakby mnie
tu w ogóle nie było. Próbowałam go jakoś uspokoić, jednak on mnie odepchnął i
upadłam kawałek od nich na ziemie. W jego oczach błyskały iskierki nienawiści.
Można było wyczuć na kilometr jak bardzo nienawidzi rywala. Jakby chciał go
zabić ! Przeraziło mnie to ... bałam się o Liam, ale także bałam się samego
Jaspera. Nie rozumiem tylko dlaczego się tak nienawidzą ? Co takiego jest nie
tak ?, Nie mogłam ich tu tak zostawić, postanowiłam ponowić próbę. Z całej siły
rzuciłam się na Jaspera odpychając go jak najdalej Liama. Jasper spojrzał w
końcu w moje oczy i jakby na nowo przypomniał sobie powód bójki. Zaczął się
rzucać, a ja go tak długo nie utrzymam, nie dam rady …
-Liam
spieprzaj !- a ten, stał jak idiota. Tak samo wściekły i gotowy wydrapać mu oczy.-
No zwalaj stąd !- na szczęście się ocknął i zniknął gdzieś za zakrętem. Dalej
trzymałam Jaspera, który już prawie wyswobodził się z moich ramion, czekając aż
Liam zniknie gdzieś za blokami. Puściłam go teraz i pod wpływam strachu, który
się we mnie kotłował, sama zaczęłam biec, mimo bolącego kolana, które
niemiłosiernie bolało od momentu kiedy Jasper mnie popchnął na kamienie. Jego
oczy, ta nienawiść, ta złość ...zawsze wiedziałam, że on taki jest, ale chyba
nie do takiego stopnia … wydawało mi się, że mogę mu ufać. Może i dla innych
był niebezpieczny, ale wydawało mi się że ja jestem kimś innym niż jakimś tam „
obcym ‘’. Nagle poczułam mocny uścisk na nadgarstku. Jednym ruchem obrócił mnie
to siebie, próbując mnie przytulić.
-
Przepraszam – wyszeptał.
-Jasper !
Puść mnie !- próbowałam sie wyrwać z jego uścisku- słyszysz ? zostaw !- i tak
nie miałam siły się uwolnić...po prostu w końcu uległam. On tylko delikatnie
mnie do siebie przyciągnął i przytulił.
-Dlaczego ?-
nie usłyszałam odpowiedzi. Gwałtownie odsunęłam się od Jaspera, powtarzając drugi
raz pytanie mój głos się załamał i z moich oczu popłynął wodospad łez. Widać
było, że nie wie co powiedzieć, w jego oczach widziałam ogromny żal. Już sama
nie wiedziałam o co pytam czy o bójkę z Liamem czy o to czemu mnie popchnął.
- Nic ci się
nie stało ?. – cały czas mówił szeptem.
- Dlaczego
biłeś się z Liamem ?. – chciałam aby mój głos wydawał się stanowczy, jednak to
pytanie nie dawało mi spokoju.
- To nic
takiego … - chciał mnie znowu przytulić, ale tym razem się nie dałam.
- No mów !.
-On
powiedział, że cię stracę, że nigdy mnie nie kochałaś i nie będziesz kochać. Że
kochasz tylko go, nawet nie musisz do niego wracać bo i tak jesteś jego. Tak po
prostu chciał mi cię zabrać, a ja nie mogłem na to pozwolić, przecież wiesz, że
cię kocham i jesteś dla mnie najważniejsza. - patrzyłam mu prosto w oczy, podszedł
do mnie bliżej łapiąc ręką za policzek. Nie ruszyłam się z miejsca. Byłam
przerażona tym co wdziałam i zaskoczona tym
co przed chwilą usłyszałam. Liam by nie zrobił czegoś takiego… jest za
dobry. Chociaż ? wszytkiego można się spodziewać po takich jak on … może znów
był na haju ?. W jednej chwili poczułam jego ciepłe usta muskające moje.
Pocałunek odwzajemniłam, bo dopiero teraz, w jego ramionach poczułam się
bezpiecznie. Dziwne, prawda ?, przed chwilą chciał mnie uderzyć, a ja nadal mu
ufam i wiem że mnie nie skrzywdzi.
-Kocham cię
Jasper ! tylko ciebie ! Rozumiesz ?- popatrzyłam na niego i dopiero teraz
ujrzałam w jego oczach ulgę i wdzięczność za zrozumienie.- Ale błagam ! Nigdy więcej
czegoś takiego nie rób !- pocałował mnie w czoło i mocno przytulił.
-Obiecuję.
Nigdy więcej.
*Martin*
Wyszedłem i
trzasnąłem drzwiami … bohater. Raczej taka pomoc jej nie pomoże. Przecież ona
nie może się denerwować ! Ale mnie w cholerę musiały ponieść emocje ! Ale nie
mogę stracić jej tak ? Mojego sensu życia. Dzięki któremu się co rano budzę,
dzięki któremu oddycham. Jest dla mnie
właśnie jak powietrze, po prostu jej potrzebuje, bo inaczej .. umrę. Jej nie
bedzie...to nie będzie i mnie. Gdyby nie ten pieprzony wypadek ! Mieliśmy plany,
marzenia, a teraz ... gówno mamy, jedno wielkie bagno. Kocham dziecko, ale
Katherina...po co miałbym zasypiać , budzić się i po prostu żyć ? ale i tak
wiem, że ona nie zmieni zdania... Może pozostaje mi cieszyć się tym czasem co
został...? Po prostu musze tam do niej wrócić i jakoś się z tym wszystkim
pogodzić.
Wywaliłem
peta i wszedłem do szpitala, ostatnio dużo palę to pewnie przez to wszystko z
Kathy ... Korytarze pełne ludzi...tymi, których dopiero tu się dostali i nie
wiedzą co z nimi bedzie, tymi płaczącymi po stracie bliskich i tymi cieszącymi,
bo wychodzą do domu. My znajdziemy się w tych trzecich prawda ?
Wszedłem do sali.
Katherina leżała odwrócona do okna i nawet nie zareagowała na otwierające się
drzwi.
-Kathy ,
słońce… przepraszam.- usiadłem koło niej na krześle.- ja nie powinienem. Ale po
prostu sobie tego wszystkiego nie wyobrażam, życie bez ciebie ? to gorsze niż
piekło.- złapałem ją za rękę- po prostu to dla mnie za dużo, coraz bardziej
mnie to przytłacza.
-Martin...po
prostu mi coś obiecaj.- popatrzyłem na nią. Była taka silna, odważna. I właśnie
to chyba jeszcze bardziej mnie dołowało, wydawało mi się że nie zdaję sobie
sprawy z powagi sytuacji i co mogło by jej się stać, cały czas do niej to nie
docierało !. Tak strasznie chciałem jej pomóc. - obiecaj mi, że ty zaopiekujesz
się naszym dzieckiem po porodzie i nie oddasz go do żadnego domu dziecka, ani
nic z tych rzeczy. Obiecaj, ze będziesz je kochał tak samo jak mnie, a nawet
jeszcze bardziej i że nigdy, ale to przenigdy nie pomyślisz, że to przez nie,
nie ma mnie z wami.- otarła mi pojedyńczął łzę z policzka. Te słowa tak bolały
i co ja mam jej teraz powiedzieć ?. Tak
bardzo nie chciałem tego usłyszeć, tak bardzo się ich bałem, wiedziałem że te
słowa kiedyś padną. Ale zrobię to dla niej...
-Obiecuje !
I obiecuję, że będzie wiedziało jaką miało wspaniałą matkę...i jak bardzo ją
kochałem.
-I pamiętaj,
że zawsze będę z wami tak ? w waszych sercach.
-Ale ja chcę
cię mieć tu ! przy sobie ...
-Błagam
Martin..nie utrudniaj mi tego.
-Tak bardzo
cię kocham.- już mówiłem do niej totalnie zalany łzami, prawie się nimi
dławiąc.
-Ja ciebie
też bardzo kocham..najbardziej na świecie... i zrobię wszystko co w mojej mocy,
aby dziecko było całe i zdrowe i żebym przeżyła razem z nim.
--------------
hej ;D no i mamy kolejny rozdział ;D jak wam się podoba ?
Już takimi małymi kroczkami zbliżamy się do samego końca ;)
Bardzio zachęcam do komentowania :) bo jakoś cicho w komentarzach ostatnio :)
jakoś niedługo pewnie pojawi się next :)
X.O.X.O
nadrobiłam rozdziały. xd
OdpowiedzUsuńwreszcie! :D
cudowny rozdział.
kompletnie nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.
Kathy nie może zginąć. ona będzie razem z tym dzieckiem i z Martinem i wszystko będzie ok. tak, zdecydowanie tak.
no i Jasper. wow. ciekawy powód do bójki i przyznam, że całkowicie mnie zaskoczył.
zaraz, zaraz...
JAK TO DO KOŃCA?!
och, nie! ;_;
za szybko to wszystko. ;_;
ja chcę kolejny, now. *.*