Krejzilajf
Cichy dźwięk rozsypywanych myśli ...
środa, 31 lipca 2013
wtorek, 16 lipca 2013
35. EPILOG
*Martin*
~ 2 miesiące później ~
Nawet sobie nie wyobrażamy jak wszystko się zmienia. Jak na
nasze życie wpływają nasze wybory. Bo przecież po tym wszystkim trzeba żyć
dalej, nie odwracając się w tył, nie patrząc w przeszłość. A więc moje życie
też zmieniło się maksymalnie. Mieszkam już nie u rodziców, a we własnym
mieszkaniu, z własną rodziną, którą kocham...
-Kochanie zrobiłem śniadanie- zawołałem moją przyszłą żonę,
która od razu przyszła z małą dziewczynką na rękach. Moją córeczką.
-Co dzisiaj jemy ?- uśmiechnęła się do mnie szczerze i
podała mi maleństwo. Przytuliłem brunetkę do siebie, która zdecydowanie włosy
miała po swojej mamie i zawsze gdy to
robiłem wracały wspomnienia jakby nie chciały mnie zostawić, jakby na zawsze
chciały mi towarzyszyć...wspomnienia z Kathy.
~ wspomnienie ~
Postanowiliśmy w tedy, że każdą wolną chwilę będziemy spędzać
ze sobą i każdą będziemy się cieszyć. I tak robiliśmy. Oglądaliśmy filmy na
laptopie, słuchaliśmy muzyki, spędzaliśmy czas z Chrisem i Jenny..To nic , ze w
szpitalu, ważne że razem.
Siedzieliśmy teraz w sali, jedząc ciastka i rozmawiając na
różne tematy. I w tedy przyszedł lekarz. Już na pamięć znałem jego grobowy
wyraz twarzy i wiedziałem, ze raczej dobrych wiadomości dla nas nie ma.
-Dzień dobry.- wysilił się na uśmiech, który jednak wyszedł
jak grymas.- Kathy mam złe wiadomości.
-Ostatnio tylko takie pan przynosi.- wypsnęło mi sie chodź
nie zamierzałem tego powiedzieć.
-Martin to raczej nie jego wina.- Kathy uśmiechnęła się do
mnie delikatnie.- a więc jakie to te złe wiadomości ?
-Nie będziesz mogła rodzić naturalnie...
-Ale wie pan, że nie chciałam cesarki !
-Tak, ale naturalny sposób sprawi, że obydwie możecie umrzeć
na stole...to niebezpieczne.- ta wiadomość nas totalnie zatkała. Katherinie
pierwszy raz stanęły łzy w oczach, ale byłem pewny , że tylko z powodu dziecka...tak
strasznie jej na nim zależało.- Jednak ty z narkozy możesz się nie wybudzić ..wiesz
jakie to ryzyko.
-oby dziecku nic nie było.- i wszystko było jasne.
Cesarka....
~ teraźniejszość ~
-Znowu o tym myślisz..? To już przeszłość
Martin..zapomnij...- popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem. Poznała mnie już na
wylot i nic nie dało się ukryć.- tak się cieszę na tą wigilię ...błagam nic nie
może tego zepsuć.
-Wiem, ze tego nie lubisz..ale to silniejsze ode mnie - z
wigilii spędzonej w gronie przyjaciół też się cieszyłem. Mieliśmy jednak dużo
do przygotowania na te okoliczności. Musieliśmy się trochę pospieszyć. Dlatego
uśpiłem Cler i położyłem ją do łóżeczka. Spała jak aniołek i jest taka podobna
do Kathy...
-Co ci pomóc ?- wróciłem do kuchni.
-Rozłóż stół, a później pomożesz w kuchni.- uśmiechnęła się
do mnie szczerze i podeszła bliżej.- wiesz jak bardzo cię kocham ?- popatrzyła mi
prosto w oczy- nie no musisz wiedzieć za dużo razy ci to mówię...- odwróciła
się i chciała iść..musiałem jej wynagrodzić to, że żyje ciągle przeszłością,
więc złapałem za rękę i obróciłem do siebie..poczułem jej delikatne perfum i
delikatnie pocałowałem...
~wspomnienie ~
Katherina już mogła chodzić, zdjęli jej wszystkie gipsy.
Jednak nie czuła się wcale lepiej. Ciągle ją mdliło, coraz mniej jadła, dlatego
dawali jej kroplówki, żeby dziecko miało się czym odżywiać i oczywiście ona.
-Jak się dzisiaj czujesz ?- zapytałem wchodząc do sali z
szerokim uśmiechem na twarzy.
-Wiesz, ze nie lubię tego pytania.
-Tak...przepraszam.- podszedłem do niej , pocałowałem w
czoło i usiadłem obok na łóżku.
-To ja cie przepraszam.- widać było to przemęczenie. Nie
byłem na nią zły, niby za co.- po prostu wkurza mnie, że muszę tu non stop
siedzieć i przy okazji ciebie tu trzymać.
-Nie robie tego z przymusu słońce..tylko chcę tu być.-
uśmiechnąłem się do niej szczerze, chodź nie na długo..zaraz uśmiech zszedł mi
z twarzy bo w drzwiach pojawiła się ta sama postać i ta sama grobowa mina...
-Znów złe wiadomości ?- Kathy już chyba z daleka wyczuła
jego obecność i jak zwykle to co miał nam do powiedzenia.
-Tak mi przykro ...- spuścił głowę i przez chwilę nic nie
mówił, jakby nie chciał powiedzieć, tego co musiał. - twoje wyniki się
pogarszają z dnia na dzień… jest coraz gorzej... Nie wiemy nawet czy dasz radę
donosić...
-Dam.- przerwała mu szybko i podeszła do okna. Utkwiła
wzrokiem gdzieś daleko jakby nie chciała wiedzieć co się dookoła dzieje.- dam
radę donosić ciążę...zrobię wszystko.- tak strasznie w tej chwili było nam
ciężko. Podszedłem do niej i przytuliłem od tyłu. Ona oparła jedynie głowę o
moje ramię. Czułem jak dziecko kopie...w głębi duszy strasznie mnie to uczucie
cieszyło... jednak dookoła wszystko tak
bolałoz dani na dzień, że nawet nie umiałem tego okazać.
~ teraźniejszość ~

-Jasne- uśmiechnąłem się do niej lekko muskając ją w usta.
Wziąłem na ręce mojego szkraba i mocno
przytuliłem.
-Bardzo ją kochasz...- wyjrzała z łazienki i patrzyła na
nas.
-W końcu komuś obiecałem...
~ wspomnienie ~
Szedłem szpitalnym korytarzem.
Nagle pisk maszyn, biegające pielęgniarki i lekarze. Pobiegłem w stronę sali Kathy. Ona wyjeżdżała
razem z łóżkiem właśnie z sali.
-Martin zaczęło się !- co pojawiło się w jej oczach ? Chyba
pierwszy raz strach i przerażenie. Sam zacząłem lekko telepać się ze
strachu...jednak wiedziałem..MUSZĘ BYĆ TWARDY.
-Wiem, że dasz radę, będzie dobrze...musi być.- sam w te
słowa nie wierzyłem. Katherina leżała ledwie żywa na łóżku...taka chuda i
blada. Przez to nawet nie zauważyłem, kiedy znaleźliśmy się przy sali operacyjnej.
-Pan musi tu zostać.- niemal odepchnęli mnie od łóżka.
-Kocham cię.- usłyszałem cichy szept Katheriny i znikała za
drzwiami.
-Ja ciebie też.- krzyknąłem i tylko mogłem mieć nadzieję, że
usłyszała...osunąłem się po ścianie i oparłem głowę o ręce...pozostało tylko
czekać...
~ teraźniejszość ~`
-Wesołych świąt braciszku.- Jenny wpadła do domu i rzuciła
się , aby mnie przytulić. - gdzie moja słodka bratanica ?
-Bo wiesz spotkaliśmy po drodze mikołaja - Liam podszedł i
tak samo uradowany przytulił Jenny.- i kazał przekazać...
-Dzięki stary.- uśmiechnąłem się i przyjąłem paczkę z
prezentem.- wiecie co jak tak na was patrzę to ładnie ze sobą wyglądacie.-
zaśmiałem się i patrzyłem na parę przede mną z wielkimi bananami na twarzy.
Wyglądali na bardzo, ale to bardzo szczęśliwych.- no ale zapraszam w nasze
skromne progi.- weszliśmy do pokoju, gdzie mieliśmy zasiąść do kolacji.
-O matko Kathy jak ty ślicznie wyglądasz !!!!- podbiegła do
mojej miłości i mocno ją przytuliła.
KATHY PRZEŻYŁA I JEST RAZEM Z NAMI...NA ZAWSZE !!!
*Jasper *
Minęły już dwa miesiące od rozstania mojego i Jen, od tam
tej pory przeprowadziłem się daleko z tam tego miasta. Nie zniósł bym myśli, że
widywałbym Jenny na szkolnym korytarzu i nie mógł jej przytulić ani pocałować.
Od tam tej pory się zmieniłem. Może mi nie uwierzycie, ale nie jestem już tym
samym Jasperem. Jestem mniej porywczy i wulgarny. Zmieniłem te cechy dla niej
…, bo wiem jak bardzo tego nienawidziła. Chcę pokazać jej że żałuję, że byłem
debilem. Gdy nasze drogi się skrzyżują chcę być gotowy … na nią. Bo kiedyś się
spotkamy, prawda ?.
*Jenny*
Z uwielbieniem patrzyłam na malutką dziewczynkę, która była
tak uradowana paczką , którą od nas
dostała, że z niecierpliwością zaczęła rozdzierać papier.
- Chwila ! moment ! Cler nie było jeszcze kolacji. Musisz z
tym poczekać kochanie. – Martin wyrwał dziewczynce prezent i postawił na samej
górze szafy, aby tylko nie dostało się do rączek dziewczynki. Cler była bardzo radosna,
rzadko jej się zdarzało aby płakała, cóż była bardzo podobna do mamy.

do ziemi.
- Kathy jest piękna !.
- Wiedziałam, że ci się spodoba. Już za miesiąc będę mężatką
!. – pisnęła z radości brunetka.
- O kurcze !. To już ?. – zapytałam zdziwiona.
- Oczywiście !. Nie ma na co czekać jak oboje ludzie się
mocno kochają – wykrzyknął uradowany Martin.
- A kiedy wy gołąbeczki zamierzacie się pobrać ?. Zegar tyka
… - Kathy śmiesznie zaczęła poruszać brwiami. – ślub ?! Kathy mówi serio ?!. To
za dużo … Głupio się przyznać, ale wciąż Jasper tkwi w moim sercu. Wciąż go
kocham i to z każdym dniem coraz mocniej, chociaż się nie widujemy. Nawet nie
wiem gdzie jest i co robi …Pewnie już dawno o mnie zapomniał, a ja wciąż jak
jakaś idiotka myślę nieustannie o nim. Myślałam, że z czasem pokocham Liama jak
Jaspera … ale niestety nie zawsze ma się to co chce … Pewnie teraz zapytacie co
z Liamem ?. Sama nie wiem … kocham go. Liam jest świetnym, kochającym
chłopakiem i zawsze można na niego liczyć. Ale Jasper … Z nim czułam, że żyję,
odkrywałam codziennie świat, każdy dzień to nowe doznania. Z każdym dniem było
mi coraz lepiej, o ile to w ogóle możliwe … gdy myślałam, że lepiej być już nie
może, on mnie zaskakiwał i było jeszcze lepiej …
Z kłopotliwej sytuacji wyratował mnie Chris, który wbił do
mieszkania robiąc przy tym niezły hałas przez torby, które niósł w obu rękach.
Cler, aż pisnęła z zachwytu … No cóż uwielbiała wujka Chrisa i co było dla mnie
nie małym szokiem Chris też szalał za małą.
- Ho ! Ho ! Święty Mikołaj obdarował wujka Chrisa prezentami
dla małej Cler !. Mieszka tu taka ?. – Chritopher zaczął udawać, że się
rozgląda i nie widzi tu żadnej dziewczynki. Cler chodź była mała umiała na
siebie zwrócić uwagę. Swobodnie reagowała na swoje imię lekko się śmiejąc.
Chris wziął ją na ręce i bawił się z nią chyba cały wieczór.
A ja...Kocham Japsera i nic nie wskazuję na to, abym kiedyś
przestała. Niestety …
Każda droga w pewnym miejscu się rozwidla.
Wybieramy różne drogi, myśląc że kiedyś się spotkamy ….
Widzisz jak ktoś się oddala … to nic jesteśmy dla siebie stworzeni
W końcu się spotkamy .. ♥
Chciałam serdecznie podziękowac wszystkim czytającym ! Którzy byli ze mną cały czas w trakcie pisania tego bloga. Jesteście kochani i wszystkim,którzy komentowali i obserwowali mojego bloga :) jestem strasznie wdzięczna ;* I wiedzcie, że was KOCHAM !
Mam nadzieję, że na niego zajrzycie i pozostawicie po sobie jakiś mały ślad ;)
W tym tygodniu jeszcze dodam prolog ♥ :D
W tym tygodniu jeszcze dodam prolog ♥ :D
X.O.X.O
piątek, 12 lipca 2013
Rozdział 34 : Najlepiej rozkochać i rzucić .!
*Jenny*
Obudziły
mnie promienie przedostające się przez moje okno. Jak cudownie jest spać w
swoim kochanym, ciepłym, miękkim łóżku
!. Bardzo różni się od krzeseł szpitalnych, które zastępowały mi już od
czterech dni o to te kochane łoże. Nadal nie rozumiałam Jaspera... Czy to był
dobry powód bójki ?. Ale po co Liam by coś takiego powiedział ? Czy jego słowa
by coś zmieniły ? nie sądzę. Przecież kocham Jaspera i jakieś głupie przesądy
Liama tego nie zmienią … Ale nie ma się co dziwić, przecież on jest taki
pobudliwy i często agresywny, ale to jego jedyne wady i jestem w stanie się z
nimi pogodzić, ale nie wytrzymam jak to będzie się często działo. Chyba
powinnam zadzwonić do Liama i się go zapytać jak ręka. Wczoraj nie wyglądała
najlepiej … Napisze mu sms tak będzie bezpieczniej.
Hej. Po wczorajszej
bójce nic ci się nie stało ?. Jesteś cały ?.
Odpowiedz
zjawiła się po nie całej minucie.
Wszystko ok. Dzięki za
troskę :) .
Cieszyłam
się, że nic mu nie jest. Jeszcze tego by brakowało, żeby miał i on coś uszkodzone.
No ale cóż ma nauczkę. Jaspera lepiej omijać łukiem i mu się nie naprzykrzać,
no chyba że ktoś go mocno kocha jak ja.
Szybko
zjadłam śniadanie i udałam się do szpitala. Kazałam Martinowi iść w końcu do
domu się przespać. Był cały wykończony i miał ogromne wory pod oczami.
Obiecałam mu, że posiedzę z Kathy dopóki on nie wróci, on jednak nie chętnie mi
ustąpił.
- Jak się
czujesz ?. – zapytałam Kathy jak już zostałyśmy same.
- Dobrze. –
nie wyglądała jakby kłamała, a przecież jak człowiek może się czuć dobrze, gdy
wie że może za 2 miesiące umrzeć ?. Nie rozumiałam tego.
- Jak to ?.
- Możesz
mnie uznać za wariatkę, ale ja wiem, że urodzę i przeżyję. Po prostu to wiem,
Jen.
- Nie boisz
się ?. Nie boisz się, że jednak coś pójdzie nie tak i twoja teza będzie nie
ważna ?.
- Nawet
jakbym umarła to i tak będę szczęśliwa, że moje dziecko żyję i jest szczęśliwe
tak samo jak ja.
- No nie
wiem czy takie szczęśliwe jak jego matka by nie żyła. Przepraszam Kathy ale po
prostu tego nie ogarniam.
- Nie będzie
same, ma Martina, ciebie, Chrisa. – naszą rozmowę przerwał Chris wchodząc na
sale z całym pojemnikiem mandarynek.
- O jej
Chris !. Jak dobrze, że pomyślałeś o moim najukochańszym owocu. – powiedziała z
nie ukrywaną radością. – wiesz Jenny co by mnie jeszcze uszczęśliwiło ?. –
zapytała z nieukrywaną satysfakcją. Wiedziałam o co jej chodziło.
- Kubek
gorącej czekolady ?. – zapytałam.
- Czytasz mi
w myślach. – powiedziała cały czas się uśmiechając.
- Zaraz
wracam – opowiedziałam i skierowałam się do automatu. Przemieszczałam się
między korytarzami. Nagle w jednej z sal zobaczyłam leżącego Liama !! na jednym
z szpitalnych łóżek.
- Liam ?. Co
ty tu robisz ?. – widać było, że jest zaskoczony i zmieszany. – Co ci się stało
?.
- Wczoraj
Jasper złamał mi rękę, ale nie martw się już wszytsko jest ok. – wymamrotał nerwowo.
- Dlaczego
mi nie powiedziałeś jak się dzisiaj ciebie pytałam ?.
- Czy to by
coś zmieniło ?. Jedynie by wzbudziło w tobie współczucie i tyle. Słuchaj, nie
ważne muszę ci coś mega ważnego powiedzieć, w sumie dobrze że jesteś. Mimo to,
że pewnie mi nie uwierzysz to i tak zamierzam ci powiedzieć. Czuję, że to mój
obowiązek…
- Pan Liam
Kuczer ?. – zapytał go lekarz, który przed chwilą pojawił się za drzwiami.
- tak, to
ja.
- Musimy
panu zrobić jeszcze parę badań, ale wszystko wraca do normy. Kość którą
naprawiliśmy wydaje mi się że powoli będzie się zrastać. Jeśli pójdzie wszystko
dobrze za Okło 3 dni może pan opuścić szpital. Czy bardzo boli pana ręka ?.
- Nie, już
właściwie nie czuję żądnego bólu.
- To bardzo
dobrze, nie musimy już podawać leków przeciwbólowych. – doktor zadał mu jeszcze
parę pytań dotyczących jego zdrowia, a następnie życzył nam miłego dnia i
opuścił sale.
- Jenny
wracając do tam tej sprawy. Nie bądź na mnie zła ja chcę tylko twojego dobra i
jestem w pełni tego świadomy, że mi nie uwierzysz i po prostu znienawidzisz,
ale muszę ci to powiedzieć !. – do Sali wpadł Martin.
- Jen co ty
tu robisz ? miałaś być z Katheriną.
-
Christopher przy niej siedzi.
- Liam ? co
ci się stało ?.
- Nic
wielkiego, mam tylko złamaną rękę.
- Już
myślałaem że to coś poważnego. Jenn, idziesz ?. – Martin nie lubił Liama. Nie
tylko z powodu sprawy Chrisa z narkotykami, ale także z mojego powodu, kiedy
narobił mi nadziei, a potem tak nagle uświadomił mi, że nic do mnie nie czuję.
Bolało jak cholera. Do dzisiaj mam do niego o to żal.
- Jasne.
U Katheriny
siedzieliśmy do samego wieczora, postanowiłam już wrócić do domu kiedy Chris
i Martin jeszcze postanowili zostać.
Chciałam dzisiaj pójść przez park, to dziwne bo nigdy tego nie robiłam, ale
musiałam przemyśleć parę nie wyjaśnionych spraw. Co chciał mi powiedzieć Liam
?. Czy to było coś ważnego ?. Dlaczego miałam go znienawidzić i mu nie uwierzyć
?. Ale taka była prawda co by powiedział nie uwierzyłabym mu. Nie ufałam mu.
Szłam tak kopiąc kamienie, jednak gdy podniosłam głowę moje oczy dostrzegły
Jaspera i Megan !. Całujących się !. Tę samą Megan co krzywdziła na okrągło
Kathy, co chodziła wiecznie nachlana, wytapetowana lala !! ZAWSZE JEJ NIE
NAWIDZIŁAM. I tego samego Jaspera … kochanego Jaspera, którego kochałam nade
wszystko. Byłam w stanie nawet wybaczyć mu te wszystkie bójki, a on i tak mnie
zostawił !. Stałam tam jak słup. Czekałam na to kiedy Jasper odepchnie ją i
powie, żeby się więcej na niego nie rzucała. Tak jak było w prawie wszystkich
romantycznych komediach ... Kogo chcesz oszukać Jenn ?! Ta chwila nie nastąpi nigdy !. Nadal
całowali się zachłannie nie zwracając uwagi na ludzi przechodzących obok. Nie
wytrzymałam tego widoku dłużej i znów pobiegłam tam skąd tu przyszłam, do
szpitala. Mało panując nad tym co robię pobiegłam cała zapłakana do Sali na
której leżał Liam. Stał tyłem do wejścia wpatrzony w okno.
- To to
chciałeś mi powiedzieć ?. – wychlipałam. Stanęłam w drzwiach. On przestraszony,
aż podskoczył i szybko odwrócił się w moją stronę.
- Kto ci
powiedział ?.
- Widziałam
ich w parku. – cała roztrzęsiona wpatrywałam się w jego oczy, które były pełne
żalu i troski.
- Ale jak to
możliwe ?. On i Megan ?. – wychlipiałam.
- W
gimnazjum zawsze za sobą łazili. Od kiedy pamiętam byli razem. Wtedy kiedy
zaczęliście być razem, myślałem, że z nią zerwał, ale wczoraj zobaczyłem go jak
ją odprowadzał. Kazałem mu powiedzieć tobie prawdę, ale on nie chciał. Wtedy
powiedziałem mu, że albo on ci powie, albo zrobię to ja, no i tak zaczęła się
bójka. Po około 10 minutach ty się zjawiłaś i nas rozdzieliłaś, resztę już
znasz.
- Ale jak to
możliwe ?. Przecież mówił mi, że mnie kocha, że już zawsze będziemy razem ?. że
dzięki mnie jego życie nabiera sensu ?. To wszystko było kłamstwem ?.
- On nigdy nie był uczciwy.
- Myślałam
że ja jestem kimś ważnym !.
- Jenny
jesteś bardzo ważna, tylko, że on nie umiał tego docenić.
- I to mówi
facet, który w sobie mnie rozkochał, a potem rzucił jak jakiegoś śmiecia. – na
jego twarzy przebiegł ogromny ból.
- Muszę ci to w końcu powiedzieć. Wtedy w
parku, gdy powiedziałem ci, że nie jestem gotowy. Poczułem, że naprawdę cię
kocham. Głupie prawda ? Właśnie wtedy kiedy cię straciłem jednocześnie cię mocno
pokochałem. Tak bardzo cię kocham Jenn, jesteś tym co najlepsze w moim życiu.
Gdy cię nie ma cały czas zastanawiam się co robisz, o czym myślisz. Gdy cię
widzę na korytarzu w szkole moje serce wali jak oszalałe… - to co powiedział
bardzo mnie poruszyło. Chęć usłyszenia tego od Jaspera, padło z ust Liama.
Wszystkie myśli kotłowały się we mnie, nie dając spokoju i dobrego wyjścia z
sytuacji. Emocje rozszarpywały mnie od środka i to one sprawiły, że właśnie w
jednej sekundzie POCAŁOWAŁAM Liama.
I w tedy powstał jakby film w mojej
głowie...wspomnienia z poznania Jaspera, z droczenia się z nim, ze wspólnej
kary w szkole i pomoc przy Kathy...Jasper ! Cholerny dupek, którego tak kocham...przy
nim poznałam miłość, a nie zauroczenie. Kocham go, a on kochał inną tak ? Kim
on do cholery jest ? żyje na dwa fronty i myśli, ze mu sie uda...z nim było tak
dobrze, tak bezpiecznie… chodź on sam był niebezpieczny. W środku czułam, że
nasze charaktery dopełniały się, ze my się dopełnialiśmy. Ale on tylko
udawał... tylko co chciał przez to osiągnąć ?
Najlepiej
rozkochać i rzucić...ale właśnie to samo zrobił chłopak, którego całuje... jaki
to wszystko ma sens ? Czy w ogóle moje życie ma sens ?.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka :D :*** Jest i 34 rozdział :D starałam się żeby pojawił się dość szybko :D. Jak zwykle proszę o opinie tego rozdziału :D.
W następnym tygodniu lub za dwa tygodnie postaram się dodać epilog :)
X.O.X.O ♥
wtorek, 9 lipca 2013
Rozdział 33: Obiecaj !
*Jenny*
-Jasper !!
Liam !! - co to do cholery ma być. Zaczęłam biec w ich stronę, próbowałam
oderwać ich od siebie, ale na marne byli zbyt silni i napaleni.
Jasper już
próbował uderzyć z pięści Liam
i w tym momencie z trudem złapałam jego rękę.
Ciągnął ją mimo mojego starania w jego stronę. Wśliznęłam się między nich i
złapałam Jaspera za ramiona.
-Jasper !
Popatrz na mnie !- a on jakby w ogóle mnie nie słyszał. Był tak skupiony na tym
żeby dowalić Liamowi, nic do niego nie docierało. - Jasper popatrz na mnie !!-
krzyknęłam sto razy głośniej, a on nic .Nie zwracał na mnie uwagi, jakby mnie
tu w ogóle nie było. Próbowałam go jakoś uspokoić, jednak on mnie odepchnął i
upadłam kawałek od nich na ziemie. W jego oczach błyskały iskierki nienawiści.
Można było wyczuć na kilometr jak bardzo nienawidzi rywala. Jakby chciał go
zabić ! Przeraziło mnie to ... bałam się o Liam, ale także bałam się samego
Jaspera. Nie rozumiem tylko dlaczego się tak nienawidzą ? Co takiego jest nie
tak ?, Nie mogłam ich tu tak zostawić, postanowiłam ponowić próbę. Z całej siły
rzuciłam się na Jaspera odpychając go jak najdalej Liama. Jasper spojrzał w
końcu w moje oczy i jakby na nowo przypomniał sobie powód bójki. Zaczął się
rzucać, a ja go tak długo nie utrzymam, nie dam rady …
-Liam
spieprzaj !- a ten, stał jak idiota. Tak samo wściekły i gotowy wydrapać mu oczy.-
No zwalaj stąd !- na szczęście się ocknął i zniknął gdzieś za zakrętem. Dalej
trzymałam Jaspera, który już prawie wyswobodził się z moich ramion, czekając aż
Liam zniknie gdzieś za blokami. Puściłam go teraz i pod wpływam strachu, który
się we mnie kotłował, sama zaczęłam biec, mimo bolącego kolana, które
niemiłosiernie bolało od momentu kiedy Jasper mnie popchnął na kamienie. Jego
oczy, ta nienawiść, ta złość ...zawsze wiedziałam, że on taki jest, ale chyba
nie do takiego stopnia … wydawało mi się, że mogę mu ufać. Może i dla innych
był niebezpieczny, ale wydawało mi się że ja jestem kimś innym niż jakimś tam „
obcym ‘’. Nagle poczułam mocny uścisk na nadgarstku. Jednym ruchem obrócił mnie
to siebie, próbując mnie przytulić.
-
Przepraszam – wyszeptał.
-Jasper !
Puść mnie !- próbowałam sie wyrwać z jego uścisku- słyszysz ? zostaw !- i tak
nie miałam siły się uwolnić...po prostu w końcu uległam. On tylko delikatnie
mnie do siebie przyciągnął i przytulił.
-Dlaczego ?-
nie usłyszałam odpowiedzi. Gwałtownie odsunęłam się od Jaspera, powtarzając drugi
raz pytanie mój głos się załamał i z moich oczu popłynął wodospad łez. Widać
było, że nie wie co powiedzieć, w jego oczach widziałam ogromny żal. Już sama
nie wiedziałam o co pytam czy o bójkę z Liamem czy o to czemu mnie popchnął.
- Nic ci się
nie stało ?. – cały czas mówił szeptem.
- Dlaczego
biłeś się z Liamem ?. – chciałam aby mój głos wydawał się stanowczy, jednak to
pytanie nie dawało mi spokoju.
- To nic
takiego … - chciał mnie znowu przytulić, ale tym razem się nie dałam.
- No mów !.
-On
powiedział, że cię stracę, że nigdy mnie nie kochałaś i nie będziesz kochać. Że
kochasz tylko go, nawet nie musisz do niego wracać bo i tak jesteś jego. Tak po
prostu chciał mi cię zabrać, a ja nie mogłem na to pozwolić, przecież wiesz, że
cię kocham i jesteś dla mnie najważniejsza. - patrzyłam mu prosto w oczy, podszedł
do mnie bliżej łapiąc ręką za policzek. Nie ruszyłam się z miejsca. Byłam
przerażona tym co wdziałam i zaskoczona tym
co przed chwilą usłyszałam. Liam by nie zrobił czegoś takiego… jest za
dobry. Chociaż ? wszytkiego można się spodziewać po takich jak on … może znów
był na haju ?. W jednej chwili poczułam jego ciepłe usta muskające moje.
Pocałunek odwzajemniłam, bo dopiero teraz, w jego ramionach poczułam się
bezpiecznie. Dziwne, prawda ?, przed chwilą chciał mnie uderzyć, a ja nadal mu
ufam i wiem że mnie nie skrzywdzi.
-Kocham cię
Jasper ! tylko ciebie ! Rozumiesz ?- popatrzyłam na niego i dopiero teraz
ujrzałam w jego oczach ulgę i wdzięczność za zrozumienie.- Ale błagam ! Nigdy więcej
czegoś takiego nie rób !- pocałował mnie w czoło i mocno przytulił.
-Obiecuję.
Nigdy więcej.
*Martin*
Wyszedłem i
trzasnąłem drzwiami … bohater. Raczej taka pomoc jej nie pomoże. Przecież ona
nie może się denerwować ! Ale mnie w cholerę musiały ponieść emocje ! Ale nie
mogę stracić jej tak ? Mojego sensu życia. Dzięki któremu się co rano budzę,
dzięki któremu oddycham. Jest dla mnie
właśnie jak powietrze, po prostu jej potrzebuje, bo inaczej .. umrę. Jej nie
bedzie...to nie będzie i mnie. Gdyby nie ten pieprzony wypadek ! Mieliśmy plany,
marzenia, a teraz ... gówno mamy, jedno wielkie bagno. Kocham dziecko, ale
Katherina...po co miałbym zasypiać , budzić się i po prostu żyć ? ale i tak
wiem, że ona nie zmieni zdania... Może pozostaje mi cieszyć się tym czasem co
został...? Po prostu musze tam do niej wrócić i jakoś się z tym wszystkim
pogodzić.
Wywaliłem
peta i wszedłem do szpitala, ostatnio dużo palę to pewnie przez to wszystko z
Kathy ... Korytarze pełne ludzi...tymi, których dopiero tu się dostali i nie
wiedzą co z nimi bedzie, tymi płaczącymi po stracie bliskich i tymi cieszącymi,
bo wychodzą do domu. My znajdziemy się w tych trzecich prawda ?
Wszedłem do sali.
Katherina leżała odwrócona do okna i nawet nie zareagowała na otwierające się
drzwi.
-Kathy ,
słońce… przepraszam.- usiadłem koło niej na krześle.- ja nie powinienem. Ale po
prostu sobie tego wszystkiego nie wyobrażam, życie bez ciebie ? to gorsze niż
piekło.- złapałem ją za rękę- po prostu to dla mnie za dużo, coraz bardziej
mnie to przytłacza.
-Martin...po
prostu mi coś obiecaj.- popatrzyłem na nią. Była taka silna, odważna. I właśnie
to chyba jeszcze bardziej mnie dołowało, wydawało mi się że nie zdaję sobie
sprawy z powagi sytuacji i co mogło by jej się stać, cały czas do niej to nie
docierało !. Tak strasznie chciałem jej pomóc. - obiecaj mi, że ty zaopiekujesz
się naszym dzieckiem po porodzie i nie oddasz go do żadnego domu dziecka, ani
nic z tych rzeczy. Obiecaj, ze będziesz je kochał tak samo jak mnie, a nawet
jeszcze bardziej i że nigdy, ale to przenigdy nie pomyślisz, że to przez nie,
nie ma mnie z wami.- otarła mi pojedyńczął łzę z policzka. Te słowa tak bolały
i co ja mam jej teraz powiedzieć ?. Tak
bardzo nie chciałem tego usłyszeć, tak bardzo się ich bałem, wiedziałem że te
słowa kiedyś padną. Ale zrobię to dla niej...
-Obiecuje !
I obiecuję, że będzie wiedziało jaką miało wspaniałą matkę...i jak bardzo ją
kochałem.
-I pamiętaj,
że zawsze będę z wami tak ? w waszych sercach.
-Ale ja chcę
cię mieć tu ! przy sobie ...
-Błagam
Martin..nie utrudniaj mi tego.
-Tak bardzo
cię kocham.- już mówiłem do niej totalnie zalany łzami, prawie się nimi
dławiąc.
-Ja ciebie
też bardzo kocham..najbardziej na świecie... i zrobię wszystko co w mojej mocy,
aby dziecko było całe i zdrowe i żebym przeżyła razem z nim.
--------------
hej ;D no i mamy kolejny rozdział ;D jak wam się podoba ?
Już takimi małymi kroczkami zbliżamy się do samego końca ;)
Bardzio zachęcam do komentowania :) bo jakoś cicho w komentarzach ostatnio :)
jakoś niedługo pewnie pojawi się next :)
X.O.X.O
niedziela, 30 czerwca 2013
Rozdział 32 : To dziecko jest dla mnie całym życiem
- Och ! Jak miło
widzieć was razem uśmiechniętych – wszedł do Sali lekarz, a w ręku miał wyniki
badań – właśnie dlatego nie lubię swojej pracy … nie lubię mówić ludziom
przykrych wiadomości. Niby już jest dobrze, a jednak nie … Dobra, już nie będę
owijać w bawełnę. Chodzi o to że …
*Katherina*
- Chodzi o
to, że nastąpiły komplikację, są bardzo małe szansę na to, że pani przeżyję
poród … Jest to ostatni dzwonek na
usunięcie ciąży, ponieważ jest pani już w prawie siódmym miesiącu ciąży. Wybór
należy do pani. Proszę się bardzo dobrze zdecydować, bo to bardzo poważna
decyzja na całe życie. Będę u siebie. – lekarz wyrecytował te słowa z łatwością
jakby uczył się ich na pamięć przez ostatnie dwie godziny. Dla niego to było
nic, a dla mnie cały świat. Takie przypadki pewnie miewał praktycznie co dzień.
Słowa które wypowiedział docierały do mnie bardzo powoli. Na sali zapanowała
grobowa cisza, nikt się nie ważył jej złamać, ani choćby ruszyć się z miejsca.
Nie rozumiałam … jakie nie przeżycie porodu ?! dlaczego ? niby to wszystko
przez ten wypadek ?. Musze wybierać między sobą, a dzieckiem ?!. Niby jak ? To
dziecko jest dla mnie całym życiem … dzięki niemu moje życie nabrało sens,
którego nieustannie szukałam.
- Kurwa
Kathy !! – cisze przerwał Chris, nie zwracając uwagi na to, że Ben i Alice są w
Sali, ale zważając na sytuację nawet tego nie zauważyli. – Mówiłem ci ! Mówiłem
jak dziecku !. Ta cała ciąża nie wypali !. Zniszczysz sobie tym życie !. Ale
nie ty wolałaś je urodzić !. Jak zawsze
… coś ci się spodoba i ty to musisz mieć !. Tylko że dziecko to poważna sprawa,
a nie jakaś zabawka która po miesiącu ci się znudzi …
- Chris ona
przed chwilą wybudziła się z śpiączki … nie krzycz na nią. – wypowiedział z
trudem Martin wbijając wzrok w podłogę, nie zdając sobie sprawy co przed chwilą
powiedział lekarz. Jak Christopher mógł mi to powiedzieć ?!. Jak mógł ?!.
Kocham moje dziecko nad życie !. I nie jest ono kolejną zabawką w moim życiu
!!!.
Jenny
jeszcze nie do końca świadoma co się dzieję prawie upadła na podłogę, ale
Jasper na szczęście objął ją w pasie i przyciągnął do siebie, nie pozwalając
jej upaść.
- Ale jak to
?. – wychlipała ledwie dosłyszalnie.
- O Boże
Katherina !. – Alice działając pod wpływem impulsu podbiegła do mnie przytuliła
i zaczęła płakać. Jenny już trochę przytomniejąc rozkleiła się na dobre. Ale
późniejszy widok był najgorszy jaki kiedykolwiek widziałam … w Martina oczach
dostrzegłam pojedyncze łzy z ciekające po policzkach. Chciałam wstać i go mocno
przytulić, powiedzieć banalne „ wszystko będzie dobrze „ , ale nie mogłam … nie
tylko z powodu leżącej na mnie Alice ale także różnych kabelków przyczepionych
do mnie niczym pijawki.
- Martin … -
niemal wyszeptałam. Chłopak wreszcie podniósł wzrok i popatrzył na mnie swoimi
oczami przesiąkniętymi strachem i żalem. Ten widok mnie przeraził na tyle, że
ciarki po mnie przeszły. Chciałam się uśmiechnąć, dać mu trochę otuchy, ale
wyszedł mi tylko grymas. Ben podszedł do nas i odciągnął Alice ode mnie,
wiedział że nie jest lekka i długo tak nie wytrzymam. Ona tylko odciągnięta ode
mnie od razu wtuliła się z całej siły w mojego tate, cały czas płacząc jak
bóbr. Mój tato nigdy nie płakał… nigdy … zawsze był twardy jak kamień. Teraz
tylko obejmował Alice, a jego twarz była blada jak ściana. Jedynymi osobami nie
płaczącymi na tej Sali był Ben, Jasper i ja. Nawet Chris raz po nie raz pochlipywał.
Wiedziałam co mam z ciążą zrobić i nie bałam się tego …
- Ni .. ni
.. nie mo.. mogę. – wychlipał Martin i wyszedł szybkim krokiem z sali.
*Martin*
Nie mogłem.
Nie mogłem wytrzymać tej presji wywierającej … Stchórzyłem … Choć tak bardzo
się starałem … tak bardzo chciałem być teraz przy niej, dawać jej otuchę …
nadzieje. Jaki ze mnie chłopak jak zostawiłem ją samą w takiej chwili ?. To
było dla mnie za dużo … wybór pomiędzy nią, a dzieckiem jest nie do podjęcia.
Chociaż tak naprawdę dla mnie jest prosty i ja to wiem, ale ona, Kathy inne będzie miała zdanie, doskonale to wiem.
Ale muszę ją do tego zmusić, nie mogę jej pozwolić odejść i to na zawsze …

Zastałem ich
w tych samych pozach co wyszedłem, a przecież minęło już dobre pół godziny.
Kathy na mój widok się bardziej ożywiła.
-
Przepraszam mam prośbę – wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę. Były one
czerwone od płaczu, ale były też takie które, nie wyrażały żadnych emocji. –
chcę zostać sam na sam z Kathy, możecie to zrobić ?. – wszyscy opuścili sale
bez protestów. Jenny podtrzymywana przez Jaspera przechodząc popatrzyła na
Kathy i jeszcze bardziej się rozpłakała o ile było to możliwe.
- Kochanie –
podszedłem do niej, usiadłem na krześle obok i objąłem jej rękę. Nadal miałem
czerwone oczy od płaczu. Posłała mi uśmiech. – musisz usunąć tę ciąże. –
starałem się żeby mój głos był stanowczy.
- Że co ?!.
– jej oczy momentalnie zrobiły się pełne niedowierzania i oburzenia.
- Kathy,
kochanie nie mogę cię stracić … nawet jeśli to grozi usunięciem ciąży. – te
słowa ledwo przeszły mi przez gardło.
- Chyba nie
mówisz poważnie ?!.
- Tylko tak
będę miał pewność, że cię nie stracę.
- Nie będę
uśmiercała własnego dziecka !.
- Nie mamy
wyjścia.
- Nie ma mowy
!. Urodzę te dziecko ! przeżyje razem z nim, zobaczysz będziemy szczęśliwą
rodzinką … - szybko przerwałem jej.

- Martin to
dziecko jest dla mnie całym życiem … - w jej oczach pojawiła się ciecz
spływająca strumieniami.
- Nie
rozumiesz, że w ten sposób możesz je stracić ?!. Przecież gdy tylko wyjdziesz
ze szpitala możemy mieć jeszcze gromadke dzieci !, tylko odpuść to … Dla mnie
to też nie jest łatwe uwierz mi … to dziecko jest dla mnie drugą rzeczą
najlepszą jaką mnie spotkało !. Ale drugą … bo pierwszą jesteś ty, Kathy. Jak
mógłbym pokochać to dziecko wiedząc, że ono zabiło ciebie … Błagam cię usuń te
ciąże jeśli dla ciebie życie nie jest ważne. To usuń je dla mnie …
- Martin …
ja … ja … nie dam rady. Gdy ono zniknie cząstka mnie też … ono jest mną Martin
… To tak jakbym wycięła sobie pół serca nożem … Nie mogłabym wstawać codziennie
rano patrząc w lustro i widzieć w nim zabójczyni własnego dziecka ...
dziecka, które kocham całym sercem … osobę, która żyje we mnie … Przykro mi
Martin. Nie zmienię zdania. Możesz powiadomić o mojej decyzji lekarza. – Stałem bez ruchu już dobrą minute,
wpatrując się w jej oczy … oczy które za
parę miesięcy mogłem stracić. Dlaczego ona była taka uparta ?. Dlaczego chociaż
raz w życiu nie mogła mnie posłuchać ?!. Byłem strasznie na nią wściekły !. Jak
ona mogła mi to robić ?!. Dlaczego kazała mi żyć jak zawsze z myślą, że za dwa
miesięcy może odejść ?!. Nie wytrzymałem i energicznym krokiem wyszedłem z Sali
i trzasnąłem drzwiami.
*Jenny*
Snułam się różnymi uliczkami szukając Jaspera.
Miał wyjść do sklepu po coś do picia, a nie wracał już dobrą godzinę … to
wszystko było takie nie realne … Katherina miała stracić dziecko ?!. Ta sama
Katherina która nigdy się nie poddawała i dążyła do realizacji swoich marzeń ?.Była
moim ideałem, który podziwiałam. Zawsze dostawała to co chcę … Zawsze, prędzej
czy później. Nie miałabym pojęcia co bym zrobiła na jej miejscu … dlatego nawet
nie mogę jej doradzić. To wszystko było jak z jakiegoś okropnego snu … Moje
rozmyślania przerwała sytuacja, którą ujrzałam kawałek przede mną. Jakichś dwóch
chłopaków totalnie sie nawalało w jednej z zaciemnionych uliczek...podeszłam
bliżej chodź totalnie się bałam, ale tym razem w swoim życiu nie chciałam
stchórzyć i może jakoś ich rozdzielić...
Podchodziłam
coraz bliżej i ...co ? Boże nie możliwe ! Jak to do cholery ..To Jaser i Liam ?
o co tu chodzi !!
-Jasper !!!
Liam !!!
------------------------------------------------------------------------
Siemka :D tak wiem nie było mnie długo :(. Przepraszam, ale nie miałam czasu ;((.
Życzę wam wszystkim zajefajnych wakacji !! :D ;**
Bardzo was proszę, abyście ocenili mój rozdział :D. Nawet jeśli wam się nie podoba, napiszcie co muszę poprawić :D. Przypominam wam że anonimki też mogą dodawać komentarze :D
X.O.X.O. ♥ cAŁUSKI :d
------------------------------------------------------------------------
Siemka :D tak wiem nie było mnie długo :(. Przepraszam, ale nie miałam czasu ;((.
Życzę wam wszystkim zajefajnych wakacji !! :D ;**
Bardzo was proszę, abyście ocenili mój rozdział :D. Nawet jeśli wam się nie podoba, napiszcie co muszę poprawić :D. Przypominam wam że anonimki też mogą dodawać komentarze :D
X.O.X.O. ♥ cAŁUSKI :d
wtorek, 18 czerwca 2013
Rozdział 31 : Ja też cię kocham !
*Katherina*
Cały czas
ktoś do mnie mówił...Głos był znajomy, czułam, że bardzo mi bliski, ale nie
mogłam rozpoznać kto to był... Próbowałam otworzyć swoje oczy...nie
mogłam...moje powieki były zbyt ciężkie.
-Kochanie
słyszysz mnie ? - jeszcze raz zacisnęłam dłoń nieznajomego na znak, że słyszę i
znów próbowałam otworzyć oczy, nadaremnie.
Nagle jakaś
oślepiająca jasność, jakby błona, która nie pozwalała mi otworzyć oczu w końcu
pękła. Powoli podnosiłam powieki, jednak światło było za ostre więc szybko je sportem
zamknęłam. Spróbowałam inną metodą. Zaczęłam szybko mrugać i powoli wszystko
nabierało kształtu. Spojrzałam na miejsce, z którego dochodził głos …
-M..Ma..Marin
?- wydusiłam z siebie jego imię chodź nie było to proste. Stał nade mną i szeroko
się uśmiechał, odwzajemniłam uśmiech i
już wiedziałam kim jest
.
Ten uśmiech, te oczy … wszystko to co kocham
najbardziej na świecie. Nie rozumiałam jednego … skąd ja do cholery się tu
wzięłam ?!. Nagle wszystko, jak olśnienie mi się przypomniało. Narkotyki, kłótnia,
Chris, a potem na koniec ten samochód …
- Wierzę ci -
spotkałam na jego twarzy zdziwienie.- wierzę ci, że nic nie brałeś.
- Wszystko
słyszałaś ?
- Tak. -
Martin pocałował mnie w czoło. -Kocham cię
Martin …
- Kathy , ja
też cię kocham !. Tak jak nigdy nikogo !. Tak się cieszę że się obudziłaś !. O
! z tego wszystkiego zapomniałem lekarza wezwać !. Po czekaj tu kochanie zaraz
po ciebie przyjdę ! tylko nigdzie nie Idzi !. Ale ze mnie głuptas przecież
nawet nie możesz !. - widziałam jak się plątał w słowach, gadał jak najęty,
chciał gdzieś iść, ale nawet nie wiedział gdzie, był taki zakręcony i szczęśliwy,
widząc go takiego na mojej twarzy mimo wolnie pojawił się szeroki uśmiech.
- Idzi , Idzi.
-Katherina kochanie jak sie czujesz ?- usłyszałam
uradowany głos mojego taty, który szedł w moim kierunku, podszedł i delikatnie
mnie przytulił.
-Gdybym
mogła się ruszyć byłoby idealnie.- uśmiechnęłam się blado.
-wszyscy tu
cały czas byliśmy, kochanie nawet nie wiesz jak się martwiliśmy !!. - do Sali weszli Jenn i jasper podeszli bliżej i
posłali mi szczere uśmiechy.. ale za raz ... co ? Czy oni się trzymają za ręce
?
-Ile ja tu
leżałam , bo widzę, ze dużo sie pozmieniało.- chciałam sie zaśmiać..ale wyszedł
mi tylko kaszel i wszyscy nagle się zerwali jakby nie wiem co się działo..
- ej
spokojnie, jeszcze żyję … - wszyscy tu byli i oprócz jednej osoby …
- gdzie jest
Chris ?. Coś mu się stało ?!.
- nie, nie.
On … on po prostu musiał się przewietrzyć. – zająknęła się Jenn i blado się
uśmiechnęła.
- nie kłam.
- kochanie,
a jak się czujesz ?. – zagadał po raz setny Martin. Ciągle te same pytania jak
się czujesz ?. Nic cię nie boli ?. Wkurzające to jest … gdzie jest Chris ?!
*Martin*
Poszedłem w
stronę parku, tam pewnie jest Chris. Katherina zasnęła więc mam teraz czas,
żeby go przeprosić. Na szczęście jakoś zwinnie ominąłem to pytanie, chyba nawet
nie zauważyła kiedy. W szpitalu grubo przesadziłem … powiedziałem Chrisowi tyle
nie potrzebnych słów … od tam tej pory mnie unika, szczerze to mu się nie
dziwie. Jaki ze mnie przyjaciel ?. Zobaczyłem go jak siedział nie daleko na
ławce.
- Katherina
się obudziła.
- Tak ?!.
Kiedy ?!. To genialnie !. – widać było że się naprawdę ucieszył. Myślałem,że
zaraz zacznie skakać. – chodzimy do niej !!.
- Tak. To
znaczy zaraz. Słuchaj, przepraszam cię, za to że tak na ciebie naskoczyłem
wtedy w szpitalu. Nie panowałem nad sobą. Byłem tak zdenerwowany … po prostu
nie wiedziałem co robię, mówię,
strasznie się bałem o Kathy … To co powiedziałem wcale tak nie myślę, jesteś
naprawdę dobrym przyjacielem. – po twarzy Chrisa mogłem rozpoznać ulgę i
szczęście. – miedzy nami ok ?.
–martwiłem się że po tylu mocnych słowach nasza przyjaźń może wygasnąć, a to
byłby naprawdę tragiczny koniec ...
- Jasne. –
strasznie się ucieszyłem i podałem mu rękę na zgodę, razem poszliśmy w stronę
szpitalu.
- Jak ona
się czuję ?. – spytał.
- Lekarz
mówił, że wszystko w jak najlepszym porządku. Jednak jest przemęczona i wszystko
ją boli, ale to minie.
- Boże jak
ja się cieszę, wiedziałem, że z tego wyjdzie ! po prostu wiedziałem !!. A
widziałeś może co to się ostatnim czasy dzieje między Jasperem a Jenny ?.
- No właśnie
sam w to nie wierze !!. Jeszcze tydzień temu by się pozabijali, a teraz widzę
big love !. To dobrze, Jenny już wiele się nacierpiała przez Liama, mam
nadzieję że z Japerem jej się uda i będą naprawdę na dobre i złe.
- Tak jak ty
i Kathy …
***
Gdy
wróciliśmy do szpitala, zobaczyłem jak Kathy się śmieję i słucha opowieści
Jenn, jej śmiech był dla mnie jak najwspanialszy prezent, którego nikt mi nie
mógł dać … tylko ona. Podszedłem do nich i usiadłem na łóżku obok Kathy ,
całując ją w policzek.
-O tęskniłam
za naszymi słodziakami.- mruknęła Jenn robiąc słodkie oczka.
-Ale ja to
widzę, że mamy o jednych słodziaków więcej.- Chris popatrzył na Jenny i Jaspera
siedzących obok łóżka.- Jak to się dzieje, że się nie zabijacie tylko
obejmujecie ?
-Po prostu
się zakochali ...słodkie nie. ?- mało co nie wybuchnąłem śmiechem bo widziałem
jak obydwoje zalewają się rumieńcami.
-No tak
tylko ja tu zostaje jak zwykle Forever Alone !- wszyscy wybuchliśmy śmiechem
bo Chris przytulał biedak swoją czapkę...ale w sumie to ciekawi mnie czemu ona jest sam ?
bo Chris przytulał biedak swoją czapkę...ale w sumie to ciekawi mnie czemu ona jest sam ?
- Och ! jak
miło widzieć was razem uśmiechniętych – wszedł lekarz do sali, a w ręku miał
wyniki badań. – Właśnie dlatego nie lubię swojej pracy … nienawidzę mówić
ludziom przykrych wiadomości. Niby już jest dobrze, a jednak nie … Dobra, już
nie będę owijać w bawełnę. Chodzi o to, że …
---------------------------------
Hejo ;*** i mamy kolejny ;D Mam nadzieję, że się podoba ;D
Nie wiem co myślicie o zwiastunie i nowym blogu :( Mam nadzieję, że jednak trochę jednak wam się podobał :)
Zapraszam do komentowania :)
X.O.X.O
sobota, 8 czerwca 2013
NIESPODZIANKA !!
Ponieważ dochodzimy do końca tego blogu :(
Postanowiłam, że zacznę prowadzić następnego :D Jak tylko skończę tego :D
Będzie on trochę inny bo ..uwaga .. z ONE DIRECTION :)
Oto zwiastun nowego opowiadania :) Zrobiłam go sama...I mam nadzieję, że wam się spodoba :D
a o to i mój blog :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)